Ewangelia Jana 20,28
Dzisiaj opowieść o apostole i ewangeliście Janie, bo dziś jego dzień w moim Kościele. Ewangelia mu przypisywana opowiada, jak z Szymonem Piotrem pobiegł do grobu Jezusa, bo Magdalena zaalarmowała, że ktoś Go stamtąd zabrał. Istotnie znaleźli tam tylko całun i chustę, co Jan opisuje dokładnie, jakby naprawdę to widział (bibliści zawsze sceptyczni). I mówi tylko o sobie, już nie o Piotrze, że uwierzył. Mówi o sobie, bo ”inny uczeń” to przecież on, choć bibliści i tu niepewni.
Nowy Testament kreśli jakby mimochodem Janową biografię: ewolucję jego widzimy. Najpierw (według ewangelii Mateusza i Marka) dopomina się on u Jezusa nachalnie o awans w Królestwie Niebieskim oraz proponuje, by spalić piorunem wieś samarytańską, która nie chciała Go przyjąć, bo szedł do paskudnego Jeruzalem. Potem jednak właśnie uwierzył w Zmartwychwstanie wcześniej niż Piotr, a w pierwszym liście też mu przypisywanym wygląda już jak w Dziejach Apostolskich i w całej późniejszej tradycji jako święty nauczyciel, doktor Kościoła, Jan Teolog, jak go nazywa chrześcijański Wschód.
Z Jezusem według jego ewangelii łączy go więź szczególna: podczas ostatniej wieczerzy spoczywał na Jego piersi, jemu Jezus powierzył swoją matkę. Czy jednak był Jego kochankiem?
Nie przesadzajmy w dopatrywaniu się takich związków wszędzie. W książce, o której niżej, o Jezusie takiej tezy nie ma, ale jest już o Dawidzie i Jonatanie, o Rut i Naomi, o Danielu…
Niemniej to książka, którą trzeba nagłaśniać. Autor: ksiądz katolicki polski, jednak działający w USA, nazywa się Daniel A. Helminiak, tytuł pracy: „Co Biblia naprawdę mówi o homoseksualności”, tłumaczył z angielskiego Jerzy Jaworski, Wydawnictwo URAEUS, Gdynia 2002. Teza: w Piśmie Świętym nie widać moralnego potępienia stosunków homoseksualnych. Nie widać takiej oceny w Księdze Rodzaju: tam chodzi tylko o niegościnność. W Liście do Rzymian też nie ma mowy o działaniu (nie)moralnym, tylko o nieczystości rytualnej. W żadnej innej księdze Biblii nie można dopatrzyć się oceny moralnej homoseksualizmu w sensie ścisłym, w każdym razie gdy się tekst przetłumaczy właściwie.
Nie jestem pewien, czy autor zawsze ma rację, choć w udowadnianie swoich opinii wkłada wiele wysiłku, dokonuje subtelnych analiz filologicznych, czasem nawet mnie nieco nużących. Nie są jego wywody do wyrobienia sobie poglądu na tę sprawę konieczne: po prostu nie uważam, by każda szczegółowa ocena moralna Biblii, nawet i Nowego Testamentu, była bezwzględnie słuszna; tak jest na przykład również z oceną ustroju niewolniczego, który tam z kolei przecież potępiony nie jest. Autorzy biblijni byli ludźmi, czyli należeli do określonej kultury, a ta nie jest nigdy tym samym, co Ewangelia. Tak więc nie jest również Ewangelią raczej kulturowy niż etyczny sprzeciw wobec gejów i lesbijek dzisiejszy: religijny i całkiem świecki (”pedały” to termin niekościelny zgoła).