Nikt nie jest prorokiem…

Dzieje Apostolskie 7,51-59; 8, 1
Dziś opowieść o zamordowaniu Szczepana (czyli po prostu Stefana: Szczepan to słowiańska wersja greckiego imienia). Wydarzenie poniekąd paradoksalne, bo przecież głównymi wrogami owego pierwszego męczennika chrześcijaństwa byli Żydzi z diaspory, czyli tacy sami helleniści, jak Szczepan. Oni to „podburzyli lud, kapłanów i nauczycieli Prawa”, żeby zrobić porządek z wyznawcą nowej wiary. Ale to, że był również hellenistą, stało się być może źródłem psychicznym konfliktu: czasem to, co najbliższe, złości najbardziej. Solidarność rodzinna, środowiskowa, religijna działa wcale nie zawsze: nikt nie jest prorokiem we własnym kraju – powiedział przecież Jezus. Szczególnie gdy ów prorok podobnie jak Jezus i Szczepan nie liczy się ze słowami, kontynuując tu tradycję swojej religijnej służby.

Przeczytałem książkę, która w czwartek trafi do księgarń. Felieton na jej temat nazwę ”Biskup z BMW”. Czyli kościelne samochody? Nie, albowiem owe trzy litery oznaczają nie tylko markę niemieckiego pojazdu. Może zatem postawę duchową, na którą składają się trzy przymioty: bierność, mierność i wierność? Owszem, bywają takowi ludzie również w Kościołach, również w moim rzymskokatolickim, ale wciąż nie o to mi chodzi. Idzie mi natomiast o pewnego biskupa, który nie jest bierny ani mierny, wręcz przeciwnie, natomiast na mój gust jest jednym z najwierniejszych. Jeżeli tylko wierność Bogu i Jego Kościołowi nie oznacza upartego konserwatyzmu.

Hierarchą owym jest biskup pomocniczy krakowski Grzegorz Ryś, a skrót BMW znalazłem w książkowym wywiadzie z nim pt. „Kościelna wiosna”. Zrobiła go (wywiad) współredaktorka miesięcznika „Znak” Krystyna Strączek, wydał Znak bez cudzysłowu, a na s. 215 wywiadowany wyjaśnia, że BMW to hasło dni ewangelizacji Krakowa w październiku AD 2012, które brzmiało „Bliżej, Mocniej, Więcej”. Bo też biskup Grzegorz jest w Polsce ”ewangelizatorem” (może po prostu ewangelistą) naczelnym: stoi na czele episkopalnego Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji. I w jego pomyśle jest to rzeczywiście tej akcji sposób nowy.

Na czym owa nowość polega? Najpierw jednak: o kogo chodzi? O tych, „dla których Ewangelia przestała być punktem odniesienia” – tłumaczy autor. Sprecyzowałbym: przestała być tym punktem w sensie religijnym, bo bywa dalej czasem naprawdę drogowskazem etycznym. Do podobnych ludzi – twierdzi biskup – trzeba trafić indywidualnie. Nie jak do narodu, społeczeństwa, ale do osoby. Aby prowadzić ją do osoby Chrystusa.

Ów ewangelizacyjny personalizm nie oznacza jednak w koncepcji biskupiej żadnego indywidualizmu. Duża część książki jest przecież o nowych katolickich ruchach religijnych, nowych wspólnotach, które Ryś uważa za nowej ewangelizacji bardzo ważny instrument. W ogóle za podstawowe składniki Kościoła. Takie małe wspólnoty powinny być właściwie w każdej parafii. W Polsce natrafiają jednak na opory kościelne: „Są diecezje, gdzie 40-50 proc. parafii nie gromadzi żadnych małych, konkretnych wspólnot. Ani młodzieżowych, ani dla dorosłych.” Główny argument autora w ich obronie jest chyba taki, że są one bardzo różne, więc gdy ktoś źle się czuje na przykład w neokatechumenacie, nie musi przecież tam być, może wybrać inny ruch. A że mają swoje wady, na przykład jest tam często przekonanie, że moja wspólnota absolutnie najlepsza, to autor oczywiście widzi i krytykuje.

Co mi się u biskupa Rysia bardzo podoba? Najpierw akcenty polemiczne w rodzaju takiej: „Jaka jest rzeczywistość polska w stosunku do tej sprzed roku 1989? Wyłącznie gorsza? Bałbym się zaryzykować takie stwierdzenie. W wielu aspektach wydaje się lepsza. Ale przecież, powie ktoś, Polska się sekularyzuje. Nie ma wątpliwości. Nasila się antyklerykalizm. Prawda. Czy obawa przed tym nie przesłania nam jednak zasadniczej przemiany, jaka się w naszym kraju dokonała? Do Polski przyszła wolność.” Biskup Ryś mówi w niejednej sprawie całkiem inaczej niż spora część Episkopatu. Mówi uprzejmie, oględnie, ale go rozumiem, obowiązuje go jednak jakaś wobec kolegów lojalność. Gdyby nie był hierarchą, mógłby mówić śmielej, ale „gestię”. miałby nieporównanie mniejszą. Coś za coś.

A wizja Kościoła, której służy, jest mi bardzo bliska. To Kościół na pewno otwarty, by użyć tego pojęciowego schematu. I bliski mi jest autor w swoim ewangelizacyjnym zapale, który z jakimkolwiek nachalstwem nie ma nic wspólnego. Książkę czyta się świetnie, bo styl jej bardzo barwny, ale też dlatego, że czuje się ów zapał. Określenie „niesamowity” pojawia się często, autorem entuzjazmuje się wiosną Kościoła, którą już dostrzega, sam ją dzielnie tworząc, i ciekawie sugeruje, że może nie staniemy się niedługo malutką garstką.

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s