Mój patron i ja…

Psalm 71, 1-6.15.17
„W Tobie, Panie, ufność pokładam, obym nigdy nie był zawstydzony.
W sprawiedliwości Twojej ocal i uchroń mnie. Nakłoń do mnie ucha Twego i wybaw mnie.
Bądź dla mnie skałą chronienia, abym mógł tam ujść zawsze. Postanowiłeś mnie wybawić, gdyż opoką moją i twierdzą jesteś.
Boże mój, uchroń mnie od ręki nieprawego, od garści krzywdziciela i gwałtownika.
Bo Ty jesteś oczekiwaniem moim, Panie, nadzieją moją od młodości.
Na Tobie polegałem od powicia, od łona matki mojej jesteś opiekun mój; dla Ciebie moja pieśń pochwalna zawsze.
Usta moje będą opowiadać sprawiedliwość Twoją, przez cały dzień dobrodziejstwa Twoje, a nie znam ich liczby.
Boże, nauczałeś mnie od młodości mojej i aż do dziś oznajmiam cuda Twoje”.

Dziś drugi dzień liturgicznej pamięci o moim patronie, Janie Chrzcicielem zwanym. W czerwcu świętowaliśmy jego narodzenie, dzisiaj jego męczeńską śmierć, o której czytamy z ewangelii Marka (6,17-29). Wybrałem jednak do tego wpisu nie tamtą perykopę, tylko przeznaczony na dzisiaj częściowo psalm. Przytoczyłem tłumaczenie Miłosza; przekład Tysiąclatki skraca i odbarwia werset czwarty: mamy tam tylko prośbę „Boże mój, wyrwij mnie z rąk niegodziwca”. Ks. Alfred Tschirschnitz przetłumaczył dla dzieła 11 Kościołów: „(…) z ręki bezbożnego, od pięści krzywdziciela i ciemięzcy”).

I zastanawiam się, czy oznajmiam cuda Boże dostatecznie przekonująco. Czy to dobrze, że nie jestem bynajmniej oskarżycielem na wzór mego patrona? Czy byłbym kiedykolwiek zdolny do męczeństwa za wiarę? Chyba natomiast to dobrze, że nie wyrzekam na krzywdzicieli.

Dodaj komentarz