Pociecha botaniczno-religijna. Oraz inna: ks. Krzysztof Grzywocz, duszpasterz na medal

Wpis na niedzielę 17 czerwca 2018

Księga Ezechiela 17,22-24
Ewangelia Marka 4,26-34
U Marka czytamy: „Z Królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię” . Trzeba zacząć od wyjaśnienia, co ta monarchia w słowach Jezusa oznacza. W „Encyklopedii Biblijnej” wyczytałem, że to „panowanie Boga lub sfera, w której Bóg sprawuje lub będzie sprawował swoją władzę”. W tamtym cennym dziele znalazłem też informację, iż do końca XIX wieku katolicy i protestanci uważali, że Królestwo Boże można utożsamiać z Kościołem. Że to interpretacja błędna, głosił według „Encyklopedii” francuski teolog rzymskokatolicki Alfred Loisy, za co był za to ekskomunikowany i przez kilkadziesiąt lat jego prace były zakazane. Niemniej są dzisiaj wciąż problemy egzegetyczne: czy Jezus ogłosił, że Jego królestwo nadeszło już, czy że dopiero nadejdzie, czy już wtargnęło w historię, czy już w niej wzeszło. Mogę chyba powiedzieć, że już wzeszło w tym samym, że On przyszedł na świat.
Dalej mamy w tekście Markowym o tym, co z tego wynika. Inaczej niż u wszystkich trzech synoptyków, np. u tegoż Marka 4,1-8, gdzie mamy także o możliwościach efektu pesymistycznego: że z jakichś przyczyn roślina z nasienia nie wyrosła. Jednoznacznie optymistyczny obraz jest też u Ezechiela: mowa tam nie o sianiu, tylko sadzeniu, ale również tylko o tym, że owa działalność rolnicza się powiodła. W naturze już u nas prawie lato, więc obrazy botaniczne na czasie. Nastrajają optymistycznie, gdy się przeczyta w dzisiejszym tekście Ezechielowym, że wszystkim rządzi nie tyle biologia, ile Bóg, Pan historii całej. No i morał z tego taki, że niech żywi nie tracą nadziei, przede wszystkim chrześcijanie, ale też inni ludzie religijni. Można by też skomentować, że jest jakiś powód do optymizmu: Królestwo Boże to nie Kościół, to było jawne samochwalstwo, Kościół jest jakoś święty, ale i grzeszny, co widać coraz jaśniej, niemniej z gromadki uczniów rozwinęła się największa wspólnota naszego globu i w końcu ma to coś wspólnego z urzeczywistnianiem Królestwa. Można wszakże między innymi zapytać, czy ten sukces liczbowy jest trwały. Goni nas islam i chyba dogania. Kolebka chrześcijaństwa Europa raczej się wyludnia i laicyzuje. Przede wszystkim w Afryce, ale i Azji chrześcijan przybywa, w Ameryce może nie ubywa, ale nie wiadomo, co będzie dalej. Na co zawsze powinniśmy odpowiadać: „A oto ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mt 28,20). Czyli zawsze nadzieja. Przyszłość jest przed nami zakryta, nawet i każde jutro niepewne, niemniej wiara nadzieję rodzi. Taką mocną bardzo, jak nic innego chyba.
A na koniec kropla optymizmu: w felietonie Jonasza przeznaczonym dla „Magazynu Świątecznego” „GW”, a prezentującym duszpasterza na medal.
Świeccy nie gęsi, …też swój rozum mają. O czym jeszcze mocniej niż dotąd napisał opolski teolog i duszpasterz, ks. Krzysztof Grzywocz w swojej książce „Na początku był sens” (Biblioteka „Więzi” 2018). Jest tam pośród innych bardzo ważna rozmowa z nim Zbigniewa Nosowskiego pod tytułem „Magiczna norma i nadopiekuńczy Bóg”. Ów odważny duchowny zachęca tam wierne owieczki do dużo większej samodzielności myślowej. I to w sprawach bardzo delikatnych: żeby samemu rozstrzygać, co jest moim grzechem, a co nie.
Cytuję: „Trzeba się wybijać na samodzielność chrześcijańską! Pewien dojrzały, wykształcony mężczyzna z długim stażem małżeńskim spytał mnie, czy może całować swoją żonę w miejsca intymne. I natychmiast okazało się, że jej samej nigdy wcześniej o to nie pytał! Przyszedł z tym pytaniem do księdza, który miał dać mu gotowe rozstrzygnięcie. A dlaczego ja, celibatariusz, mam rozstrzygać, gdzie i jak on będzie całował żonę? Takie pytanie bierze się z infantylnego rozumienia norm moralnych. Istnieje
jakaś magiczna norma – stworzona przez nadopiekuńczego Boga – która nie ma żądnego związku z realnym życiem, ale jak człowiek jej nie będzie przestrzegał, to mu się małżeństwo zepsuje. Tyle że nie patrzy się na to w kontekście relacji, np. czy taka forma wyrazu seksualności zbliża te dwie osoby, czy nie.
Niestety, dość często księża dają się wciągać w takie dywagacje i niepotrzebnie odpowiadają na takie pytania. Dają się wtedy wciskać w rolę wszystkowiedzącego narcystycznego guru i pozwalają traktować spowiedź jako spotkanie z normą, a nie z miłującym Bogiem. (…)Takie rozumienie Boga i moralności może ludzi wyprowadzać nawet poza Kościół. Niedawno pewna studentka powiedziała mi, że odeszła od Kościoła Spytałem, dlaczego: – Bo chcę być samodzielna.”
Zaznaczam, że ks. Grzywocz nie twierdzi, iż każda decyzja spowiadającego się jest poprawna, niemniej takie rozeznawanie etyczne jest decyzją w pewnym procesie, do zrozumienia pewnych norm trzeba dojrzeć. Napisał także: „Zdarza się, że słyszę w konfesjonale: – Współżyłem z narzeczoną. Gdy pytam, dlaczego jest to grzech, zdarza się, że szybko słyszę: – Co się ksiądz czepia, przecież uważacie to za grzech.” A przecież „ w nauczaniu Kościoła grzech to zło uczynione świadomie i dobrowolnie. A świadomie – to znaczy, że nie tylko wiem o istnieniu takiej normy, ale też potrafię ją, na ile mi rozum pozwala, uzasadnić”.
Jeszcze jeden cytat, równie ważny: „Na początku adhortacji [tej o małżeństwie, Amoris laetitia] Franciszek pisze, żeby nie zbiegać się do Magisterium Kościoła jak do nadopiekuńczej matki. «Nie wszystkie dyskusje doktrynalne, moralne czy duszpasterskie powinny być rozstrzygane interwencjami Magisterium».” Ba! Franciszek robi, co może, ale może nie wszystko. Monarchą jest pewnie, ale nie absolutnym. Ks. Grzywocz zaś duszpasterzem arcymądrym. Raczej był, bo zaginął w Alpach i najpewniej już nie żyje.

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s