List do Efezjan 2,4
Napisał główny doradca papieża Franciszka, kardynał Walter Kasper, że mamy dzisiaj w teologii do czynienia ze zmianą paradygmatu: należy na nowo zadać najbardziej fundamentalne ze wszystkich pytań teologicznych: kim naprawdę jest Bóg. Zacytowałem potężnie kontrowersyjnego nie tylko w Polsce teologa niemieckiego za Januszem Poniewierskim, który w marcowym „Znaku” napisał o Franciszku już na pięciolecie pontyfikatu (13 marca br.). Tak, rzeczywiście: mówi się dzisiaj, że jest nie tylko problem, czy jest Bóg, ale i jaki jest, w jakiego Boga mamy wierzyć. Czy w owego bardzo groźnego Sędziego, który karze za każdą grzeszną myśl, czy jednak raczej tego „bogatego w miłosierdzie”, jak Go nazywa poetycko polecony nam dzisiaj List do Efezjan. Nie tylko bogatego w to dobro duchowe, ale wręcz będącego tym właśnie dobrem. Samym miłosierdziem, miłością absolutną! Można z kolei zadać inne pytanie równie fundamentalne, a pewnie i równie stare: „unde malum”, skąd zło? Jak pogodzić wiarę w Bożą dobroć z tamtą w Jego wszechmoc? Kiedy to jedno tsunami potworne goni przecież drugie, a Boże stworzenia mordują się, ile wlezie. W każdym niemniej razie On taki miłosierny jest albo nie ma Go wcale. W innego uwierzyć dzisiaj nie sposób.
Lecą dni wspomnień o Marcu 68`. Ja też miałem swoje tajemnice żydowskie. Pierwsza: jestem trochę Żydem. Dowiedziałem się o tym, dopiero gdy dorosłem, nie dlatego, że moi rodzice nie chcieli mnie uświadomić za wcześnie. Nie wiedzieli. Nie mógł wiedzieć mój ojciec, że jego ojciec był półkrwi Żydem, bo był gadułą i gdyby wiedział, nie robiłby z tego tajemnicy. Dowiedziałem się o tym później od trochę dalszej rodziny, która to odkryła w genealogii familijnej, gdy ojciec już nie żył. Takie pochodzenie było ukrywane. Ziemianin i Żyd …?
Tajemnica druga: rodzice przechowywali zaprzyjaźnionych Żydów w swoim majątku ziemskim we Wlonicach w rejonie Sandomierza. Nie bardzo chyba długo, w stogach siana. Starsze rodzeństwo nosiło im jedzenie, ja byłem jeszcze za mały. Chyba to przede mną ukrywano, w każdym razie dowiedziałem się o tym też długo po wojnie. Ale jest to tajemnica, która trochę trwa dotąd. Gdyby teraz rodzice żyli, zapytałbym ich, czy na przykład nie bali się denuncjacji przez kogoś z tak zwanej służby folwarcznej. Nikt by z niej o tym nie wiedział? Niemożliwe.
Tajemnica trzecia, też długotrwała. Dopiero po śmierci rodziców od starszej siostry dowiedziałem się, co zawdzięczam Żydom, których rodzice ukrywali. Zaraz po wojnie dzięki nim zapewne miałem z bratem wspaniałe wczasy na wsi w majątku PGR na Dolnym Śląsku. Ja, wciąż głupi smarkacz, nie wiedziałem, od kogo ten dar. To w związku z tym, co było pół wieku temu, ale minęła rocznica jeszcze jedna. 60 lat temu ukazał się pierwszy numer warszawskiego katolickiego miesięcznika „Więź”. Moi tamtejsi przyjaciele, koledzy z pracy dawnej, przeszło 30-letniej, wydali swój numer nazwany wiosennym (bo to już teraz, by było taniej, kwartalnik, mam nadzieję, że przejściowo). Dołączyli doń tamten prastary, najpierwszy, w pomysłowym także graficznie skrócie. Jako zbiór cytatów z niektórych artykułów tamtejszych, a jeden tekst w całości: programowy wstępny pod tytułem „Rozdroża i wartości” . Otóż w numerze dzisiejszym nawiązanie do tamtego historycznego: rzecz pt. „Inne rozdroża, te same wartości”. Rozdroża inne i inni redaktorzy, inne pokolenie, ale wartości nie zmieniły się: katolicyzm otwarty, choć nie rozwarty, patriotyzm, choć nie nacjonalizm, dialog, nie pyskówka. Temat aktualny jeszcze jeden: ten z 8 bm., na czasie naszym zresztą od dawna. I trudno się dziwić, bo patriarchalizm przeraźliwy, dzisiaj zgoła niepojęty, panował tak bardzo długo. I trudno się dziwić, że nasze panie wychodzą na ulice. Że wołają, co wołają, nieraz zbyt ostro, przesadnie: feminizm w każdej formie jest naturalnym wynikiem tego, co było. I za co my, mężczyźni, przepraszać powinniśmy na duchowych klęczkach najserdeczniej.