Księga Rodzaju 41,55-57; 42,5-7.14-15a.17-24a
Jest w tej księdze początku opowieść szczególnej sympatyczności. Streszczę ją, mając nadzieję, że zachęcę w ten sposób do własnej lektury, a nie do uznania, że to, co napisałem, a nawet i przeczytanie dzieła Tomasza Manna wystarczy. Watykański biblista liturgista nie może przedstawić w całości tej literackiej klasyki w kolejnych tekstach codziennych, więc opuszcza jej początek, a był on – przypominam – taki. Najmłodszych z synów Jakuba był jego dzieckiem ukochanym, zatem, jak bywa często, wzbudzał zazdrość pozostałych, równieżgłupim zachowaniem własnym. Doszło do tego, że chcieli go po prostu zamordować i tylko najstarszy z nich, Ruben, a potem Juda, ratują go od śmierci. Niemniej zostaje sprzedany kupcom idącym do Egiptu. W tym wielkim państwie robi karierę jako wyjaśniacz snów, a potem rządca całego Egiptu.
I tu opowieść dzisiejsza. W Egipcie i „całym świecie” nastał głód, ale nad Nilem były zapasy zboża, bo zadbał o to Józef, takowe w spichlerzach gromadząc. Wśród kupujących z zagranicy byli także jego bracia. Gdy przybyli, Józef ich rozpoznał, oni jego nie, więc robi im małe ćwiczenie. Oskarża ich o szpiegostwo i zamyka w więzieniu. Obiecuje wypuścić, gdy przywiozą mu ich najmłodszego brata, a jednego z przybyłych tutaj zostawią w więzieniu jako zakładnika.
Ruben przypomina braciom swoją obronę Józefa przed laty. Wszystko to słyszy Józef i rozumiejąc oczywiście hebrajski, choć przedtem rozmawiał z nimi przez tłumacza, płacze, odszedłszy od nich. „Bo to jest wieszcza przenajświętsza chwała, że w posąg mieni nawet pożegnanie. Ta karta wieki tu będzie płakała i łez jej stanie”: rzadko cytuję patos Słowackiego, raczej jego parodyjki, żeby się pośmiać („Trzy razy księżyc zrobił obrócenie, gdy ja na tym piasku rozbiłem siedzenie”…), ale tutaj autor biblijny zaprawdę arcywieszczem był.