Ewangelia Marka 10,17-27
Rozmowa z bogatym młodzieńcem. Mateusz tak go odmładza, Łukasz nie zajmuje się wiekiem, tylko pozycją społeczną i nazywa dostojnikiem, Marek pomija w ogóle podobne kwalifikacje, podaje natomiast, że ten ktoś pytając pada na kolana. A ma w tej pozycji problem z tym, jak osiągnąć życie wieczne. Jezus przypomina mu przykazania; nie wszystkie, natomiast jedno dzieli na dwa, rozszerza o kwestię w życiu częstszą: „nie zeznawaj fałszywie”, ale i „nie oszukuj” (Mateusz też przykazanie dodał, to o miłości bliźniego jak siebie samego). Tu kończę może nudne, mnie jednak takie biblistyczne detale pasjonują, porównywanie trzech wersji i przechodzę do sprawy w tej perykopie podstawowej. Jezus uzupełnia odpowiedź o pouczenie radykalne: „Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za mną”. Tu już mamy problem religijno-etyczny, przez Jezusa dalej akcentowany: „Jakże trudno tym, którzy w dostatkach pokładają ufność, wejść do królestwa Bożego”. Pada obrazowe zdanie słynne: „Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa Bożego”. Hipotezy, że chodzi tu o linę okrętową (kamilon), nie wielbłąda (kamelon), albo że ucho igielne to nie coś takiego w igle, ale nazwa wąskiej bramy do świętego miasta, wydają mi się niepotrzebne. To jest po prostu mowa świadomie przesadna, czyli prorocza. Jednak zatem nie wynika z niej beznadzieja powszechnego zbawienia…
I tutaj mój komentarz, którego nie byłoby, gdybym nie nudził owymi detalami. Otóż tylko u Marka, choć uchodzi głównie za amatora mowy krótkiej i węzłowatej, szczegół dodatkowy, może jednak ważny: „Jezus spojrzał na niego z miłością” (tak Tysiąclatka i inne; Michał Wojciechowski tłumaczy dosłownie jako „A Jezus przypatrzywszy mu się, umiłował go”). Nie znaczy to przecież, że Chrystus spojrzał nań litościwie, wiedząc, że tego człowieka czeka piekło, może raczej przeciwnie: gdy ktoś jest komuś szczególnie bliski, chciałby, żeby był mu też bliski etycznie, stawia mu szczególne, radykalne wymagania. Oczywiście z nadzieją, że je spełni, a ów facet odszedł smutny – ale może nie sprzedał wszystkiego, niemniejgospodarował tak, żeby ubogich wspierać szczodrobliwie. Albowiem gdyby też nie bogacze majętni dzisiejsi, nie byłoby niejednej akcji bardzo sensownej: księdzu Stryczkowi kłaniam się serdecznie! Amen!