Radykalizm etyczny ewangeliczny. Prawosławie, prawosławie, prawosławie…

Ewangelia Mateusza 5,21-32
Perykopa ważna etycznie: nie zabijaj, nie cudzołóż. Nie zabijaj nawet słowem obraźliwym, nie cudzołóż nawet wzrokiem pożądliwym. „Każdy, kto oddala swoją żonę [dając jej list rozwodowy]- poza wypadkiem nierządu – naraża ją na cudzołóstwo”; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się też cudzołóstwa”. Zauważmy najpierw, że mąż ma tu większe prawa niż żona, bo ma prawo do inicjatywy, ona nie, więc Jezus broni tu kobiet. Broni przed prawem dla nich bezlitosnym, jeśli można było wyrzucić żonę na bruk samotności i nędzypod byle pretekstem (Pwt 24,1). Stanowisko Jezusa jest bardziej radykalne niż żydowskie, trzeba je jednak dobrze rozumieć. Rady w rodzaju „jeśli więc prawe oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie” nakazują większą etyczną wrażliwość, ale przecież nie oślepianie się. Zatem nie zrównanie wzrokowych skojarzeń seksualnych z niewiernością małżeńską. Nie każdy grzech przeciw temu przykazaniu należy do tak zwanych ciężkich.
Mamy tu jednak duży problem egzegetyczny z tym „przypadkiem nierządu”. Albo chodzi tu o wyjątek w postaci małżeńskiej niewierności (tylko kobiety), albo o małżeństwo z punktu widzenia prawa żydowskiego nielegalne, choć uchodzące za ważne. Pierwszą interpretację stosuje prawosławie, drugą (rzymski) katolicyzm. Franciszek w swojej adhortacji „Amoris laetitia” poszedł poniekąd po linii prawosławnej, ale bez powoływania się na wyrażenie Mateuszowe: raczej, jak też to robią swoją drogą prawosławni, na miłosierdzie. O prawosławiu napisałem do „Buntu Młodych Duchem” taki megafelieton, wklejam go tutaj, zanim się tam ukaże.
Notatnik zwariowanego ekumenisty
Patriarcha Atenagoras:”Sypialnia małżeńska jest miejscem świętym: nie wchodzę tam”
PRAWOSŁAWIE W KŁOPOTACH, ALE MY TEŻ
Może jednak nie jestem całkiem zwariowany, samotny Don Kichot na pustyni obojętnych. Są w Polsce ludzie interesujący się tym mniej niż milionem innych chrześcijan. Tymi, co to nie są katolikami – i to konkretnie rzymskimi: bo mamy przecież nad Wisłą dwa Kościoły katolickie również, ale biskupowi rzymskiemu zupełnie niepodległe: Kościół Starokatolicki Mariawitów oraz Polskokatolicki; oba należą jakoś do jeszcze jednej rodziny chrześcijańskiej zwanej starokatolicką, oddzielonej od Rzymu po ogłoszeniu dogmatów o prymacie inieomylności papieża. Jeszcze jednej obok rzymskokatolickiej, prawosławnej, protestanckiej, czyli ewangelickiej, oraz anglikańskiej. Co tutaj króciutko przypomniałem, aby zająć się dłużej prawosławiem.
W warszawskim Klubie „Tygodnika Powszechnego”
Ano powstały takie miejsca spotkań, niezależne od Klubów Inteligencji Katolickiej. Czasem jak w Warszawie z KIK-iem bardzo zaprzyjaźnione, gdzie indziej niekoniecznie. „Tygodnik Powszechny” to wręcz rodzaj hasła: od wieków (ur. 1945) pismo otwarte na różną inność, także wyznaniową, co w ojczyźnie naszej regułą zgoła nie jest. A więc na przykład KTP warszawski w czwartek 12 stycznia zaprosił do siebie „z wygłosem” teologa prawosławnego, profesora Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej, ks. Jerzego Tofiluka. Temat: prawosławiewłaśnie, przy czym występ miał formę rozmowy, odpowiedzi na pytania, które zadawałteolog rzymskokatolicki z UKSW, ks. prof. Andrzej Perzyński. Sprawy przeróżne.Rzymy są aż trzyStatystyka: przeszło pół miliona wyznawców, głównie na Podlasiu, parafie głównie wiejskie. To w Polsce, a w świecie ok. 260 milionów, z tego przeszło połowa w Rosji, na Ukrainie i na Białorusi podlega patriarchatowi moskiewskiemu (także w Chinach, Japonii, Mołdawii, Azji Środkowej i krajach bałtyckich). Padło pytanie, co będzie z Ukrainą, z jej chęcią kościelnego uniezależnienia się od Rosji: ks. Tofiluk odpowiedział, że Cerkwie krajowe zyskują z czasem całkowitą niezależność (tak zwaną autokefalię), więc i to nastąpi nad Dnieprem, także na Białorusi, Litwie, Estonii, ale jeszcze nie zaraz.Tak zwany trzeci Rzym, czyli Moskwa, góruje statystycznie potężnie nad drugim, czyli Konstantynopolem. Tamten ma siłę, ten autorytet – powiedział ks. Tofiluk. Starał się jednak, jak w ogóle Cerkiew polska, o „ponadcerkiewność”: ocenił, że obie te stolice kościelne mają tendencje, jak je nazwał, polityczne, czyli do mocnego przewodzenia w prawosławiu. Moskwa ma do tego tytuł liczbowy, Konstantynopol to przy niej wspólnota niemal znikoma: nie podlega tej stolicy nawet Cerkiew grecka. Słyszałem, że z woli samego dawnego Bizancjum: nie chciało, by bardzo konserwatywne religijnie Ateny należąc doń ciążyły na jego decyzjach: w każdym razie mają one obecnie autokefalię. Drugi Rzym natomiast przewyższa znacznie trzeci powagą swojego starożytnego wieku: należy do Kościołów prawosławnych najstarszych, obok oczywiście Rzymu pierwszego, Aleksandrii, Antiochii i Jerozolimy (kiedyś to była tak zwana Pentarchia). Ma nawet specjalny tytuł patriarchatu ekumenicznego. Zyskał go w grze z Rzymem pierwszym, otrzymał za jakieś ustępstwo na rzecz tamtego. Trzeci jest młodszy o wiele: dopiero z wieku XV-ego.
Sobór wszechprawosławny potrzebny
W historii chrześcijaństwa było siedem soborów wspólnych, Wschodu i Zachodu, ostatni tak jak i pierwszy w Nicei, w roku 787, potępił herezję ikonoklazmu, broniąc czci dla świętych obrazów. Potem już ostatecznie nie było ani jednego. Co więcej, o ile na Zachodzie praktyka soborów jest kontynuowana, choć Wschód uznaje je tylko za lokalne, to w prawosławiu stopniowo zamierała. Różne były tego przyczyny, także oczywiście upadek cesarstwa wschodniego. Centrum prawosławia przenosi się z czasem po trochu do Moskwy, ale tam soborowa idea jakoś długo nie znajduje zrozumienia, jak też właśnie w ogóle w prawosławiu. Bo też nie sprzyja temu istnienie dwóch ośrodków dominujących: kolejnych Rzymów. Konstantynopol posądzany jest np. przez metropolitę Hilariona z patriarchatu moskiewskiego o dążenie do prawosławnego „papizmu”, o takie władcze rozumienie swego honorowego pierwszeństwa (napisał o tych sporach ciekawie w magazynie „Rzeczpospolitej” „Plus Minus” w numerze z 18-19 czerwca 2016 Łukasz Kobeszko). Objawiło się to potężnie, gdy patriarsze Konstantynopola Bartłomiejowi I udało się w końcu w czerwcu 2016 r. zgromadzić sobór prawosławny na Krecie. Moskwa oraz uzależnione od niej w różny sposób patriarchaty antiocheński, gruziński i bułgarski odmówiły udziału. Moskwa wprawdzie później wydała oświadczenie pojednawcze, ale sytuacja wygląda źle.
A sprawa Jedności?
Nie jest też bynajmniej jednakowe podejście prawosławnych do ruchu ekumenicznego. Ośrodek konstantynopolski był tego ruchu właściwie współtwórcą. Wyczytałem w ważnej dla mojego tematu książce profesora Karola Karskiego „Od Edynburga do Porto Alegre. Sto lat dążeń ekumenicznych”, że : 1920 roku patriarchat ten wystosował do wszystkich Kościołów na świecie orędzie wzywające do stworzenia wspólnoty Kościołów, której celem byłaby wzajemna pomoc: różnice dogmatyczne nie mogą stanowić przeszkody we wspólnym działaniu. Patriarchat moskiewski dał się natomiast namówić do uczestnictwa w Światowej Radzie Kościołów dopiero z nadejściem politycznego odprężenia w r. 1961. Tworzy się poza tym dzisiaj stopniowo sytuacja, w której stosunki pierwszego Rzymu z drugim ocieplają się coraz bardziej, z trzecim z dużymi oporami. Watykan robi, co może, by nie wyglądało to na chęć rozbicia prawosławia: Franciszek doprowadził do spotkania z patriarchą Cyrylem I na Kubie, ale równoległości w przyjaźni nie ma. Na przeszkodzie staje ciągle sprawa tzw. uniatyzmu, czyli istnienia struktur kościelnych wschodnich podporządkowanych papiestwu. Nie ma raczej tego rodzaju kłopotów Konstantynopol, na terenie Ukrainy natomiast działa bardzo aktywnie Kościół greckokatolicki, zwący się raczej bizantyjsko-ukraińskim, który jest wciąż solą w oku Moskwy. Utrudnia sytuację jeszcze bardziej agresja rosyjska na Ukrainę, mimo że traktowana przez Watykan ze względów dyplomatyczno-ekumenicznych niezwykle ostrożnie, ku rozżaleniu ukraińskich unitów. Warownie i mury obronne No właśnie, są w tej rodzinie wyznaniowej spory po prostu o „rząd dusz”, o władzę, o prestiż, kto ważniejszy, ale do tych nazbyt ludzkich spraw przecież rzecz się nie sprowadza. Jakie jest jej teologiczne, wręcz doktrynalne meritum? Otóż wydaje mi się, że mamy w prawosławiu rosyjskim, ale w innych też, bastiony religijnego konserwatyzmu. Dawno już miałem dowody na to, że jest tam nie jeden, jak u nas, ośrodek w rodzaju Radia Maryja, ale bardzo wiele.
Znalazłem na przykład taką informację jeszcze sprzed Soboru Kreteńskiego. „Metropolita Władywostoku i Nadmorskiego Kraju Beniamin nie wykluczył w gazecie prawosławnej «Ruś Dierżawnaja», że USA dla własnych celów wywarły wpływ na patriarchat Konstantynopola, głównego organizatora soboru. Pochwalił Cyryla i ŚwiętySynod za odmowę uczestnictwa, ale gdyby jednak patriarchat moskiewski uczestniczył, to należy zachować roztropność, cierpliwość, nie wydawać pochopnych sądów, nie rzucać klątw ani nie godzić się na ustępstwa doktrynalne, które mogą doprowadzić do braku jedności. Wezwał władze kościelne i zwykłych wiernych do jedności i niepodważalności wiary.”
To i tak wypowiedź delikatna. Za spotkanie z Franciszkiem Cyryl krytykowany był w swoim kraju dużo ostrzej. Zarzucano mu uleganie zgubnym ideom ekumenizmu, zbliżenie z heretykiem. W niektórych klasztorach przestano wymieniać jego imię w liturgii. Ekumenizm powszechny w Rosji to chyba przyszłość nie najbliższa.Oraz wiadomość Katolickiej Agencji Informacyjnej z 1 listopada 2016: „Musimy być czujni, bo w Brukseli realizują plan dechrystianizacji Europy – powiedział prawosławny arcybiskup Aten Hieronim II. Według hierarchy, na celowniku Unii Europejskiej stale są: język, historia, rodzina, instytucja małżeństwa, szkoła i wychowanie. Nasi «przyjaciele» w Europie, wykorzystując trudną sytuację gospodarczą w Grecji, wszelkimi środkami będą dążyć do doprowadzenia greckiego społeczeństwa do zepsucia. Zaczną od naszych szkół. Najgorsze, że nasi wrogowie nie są gdzieś daleko, ale już pośród nas. Widzimy to i odczuwamy. Ale jeślinaprawdę zaangażowali się i przygotowali plany zmiany naszego społeczeństwa, lekceważąc naszą historię i tradycje, niszczą podstawy rodziny, i narzucają rozpustę, ciągłą degradację naszego języka oraz pogardę dla naszej kultury, ojczyzny i świętych miejsc. Jeśli to wszystko jest częścią żądań kredytodawców greckiego rządu, to my wszyscy staniemy się warownią i murami obronnymi,, by się temu oprzeć”.
Prawosławie w kłopotach, ale wspaniałe!
W tej sytuacji myślowej trudno się dziwić, że opór prawosławnych wobec takich etycznych nowości, jak akceptacja homoseksualizmu czy kapłaństwa kobiet, napotyka w prawosławiu na opór mocniejszy jeszcze niż w „rzymskim” katolicyzmie. Znamienne jest, że patriarcha Konstantynopola nie wypowiada się na ten temat przy każdej okazji, jak to czyni patriarcha Cyryl. Jest tam tradycja personalna wspaniała: patriarcha Antenagoras I. W numerze 5 (93) „Buntu” przedstawiłem go przetłumaczonymi przez ks. Jana Zieję fragmentami jego książkowej rozmowy z prawosławnym teologiem francuskim Olivierem Clémentem. Gdy ukazały się w roku 1972 w „Więzi”, małą sensacją był brak potępienia antykoncepcji („izba małżeńska jest miejscem świętym, nie wchodzę tam”), czyli stanowisko doktrynalne inne niż papieża Pawła VI w encyklice „Humanae vitae”. Zapytany o tę sprawę ks. Tofiluk wyjaśnił to tak: rzecz w tym, że według Kościoła rzymskokatolickiego celem małżeństwa jest prokreacja, w prawosławiu natomiast miłość wzajemna. Co prawda, w moim Kościele już też obecnie jako ten cel owa miłość, nie tylko prokreacja, ale tak było długie wieki. I tutaj objawia się prawosławny – by tak rzec – etyczny zdrowy rozsądek: małżonkom nie wchodzi się do łóżka. Na szczęście jednak – zaznaczam! – tak jest w całym chyba prawosławiu, nie tylko konstantynopolskim, niezależnie od różnic w innych sprawach. Podobnie wygląda tam sprawa „rozwodników”, dzisiaj tak sporna u nas: jak wiadomo, błogosławi się w cerkwiach niektóre powtórne małżeństwa, choć nie jest to obrzęd radości. Patriarcha Atenagoras powiedział na ten temat o miłosierdziu: no właśnie, przypomina się ta papieża Franciszka mania przenajświętsza… 
Pochwalę chrześcijański Wschód dalej: inny polski teolog prawosławny, ks. Henryk Paprocki, w znakomitej książce zbiorowej pt. „Drogi chrześcijaństwa” napisał był: „Obraz Boży jest w człowieku zawsze. Może być zaciemniony, zbrukany, ale jest w nim obecny. Człowiek nie może się go pozbyć, to nie ząb, który można wyrwać, choroba, którą można przegnać. To jest dane w samej naszej istocie, w głębi duszy człowieka. Podobieństwo może, na skutek grzechu i błędnych działań człowieka, zmienić się w niepodobieństwo. Natomiast, pomimo całego tragizmu egzystencji, obraz Boży pozostaje w nas niezmieniony. Ten obraz jest gwarancją wcielenia. Chrystus, wcielając się, odnalazł w człowieczeństwie swój własny obraz, niewcielił się w coś obcego. Obraz Boży nawet na dnie najgorszego upadku człowieka jest w nim obecny i woła do swojego Stwórcy. Dlatego mówimy, że zawsze istnieje możliwość nawrócenia. Nie ma takiej sytuacji, by nawrócenie było niemożliwe. Oczywiście nawrócenie zależy od człowieka i jego wolnej woli. Zawsze jednak można dokonać aktu pokuty i nawrócenia. To jest właśnie optymizm ontologiczny tak pięknie wyrażony w zakończeniu «Wujaszka Wani» Czechowa, że wszystkie nasze sprawy i zmartwienia utoną w miłosierdziu,które nie ma granic. Ostateczną konsekwencją tej koncepcji jest pytanie o to, czy wszyscy jesteśmy predestynowani do potępienia lub do zbawienia oraz czy możliwość nawrócenia kończy się wraz ze śmiercią? A może istnieje możliwość przezwyciężenia zła również po tamtej stronie? Przecież to, co potocznie nazywamy końcem świata, w rozumieniu biblijnym nie jest żadnym końcem, lecz początkiem nowego nieba i nowej ziemi, odnowienia całej rzeczywistości.” Kłania się tutaj ks. Wacław Hryniewicz, wdzięczny prawosławiu za ogłaszaną przez siebie wszem i wobec nadzieję powszechnego zbawienia! Ale przede wszystkim kłania się chyba ks. Paprocki św. Atanazemu, od którego pochodzi powiedzenie, że po to Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek stał się Bogiem. Przebóstwienie.
Kłopoty ze spójnością
Wracam do ostrych podziałów w prawosławiu. Chciałem napisać, że przydałby się im jakiś jednak ośrodek centralny, spajający swoim autorytetem. Nie monarcha absolutny, jakim byli długo biskupi Rzymu, ale papież jakby z pierwszych wieków. Ot, taki Franciszek z Argentyny. Tylko tyle, że my mamy dzisiaj podobnego papieża, a ze spójnością problem. Podzieliła nas przecież okropnie rozwodników sprawa. Ekumenia to trud nieustanny: jak zaczęła jednoczyć całe chrześcijaństwo, to w poszczególnych rodzinach wyznaniowych robi się przeciwnie.

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s