Ewangelia Łukasza 18,9-14
Chyba wielu znana przypowieść o faryzeuszu i celniku. O tym pierwszym, co się modlił reklamiarsko: „Boże, dziękuję, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, niesprawiedliwi, cudzołożnicy, albo i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam.” A celnik tylko prosił: „Boże, miej litość dla mnie grzesznika”. I puenta będąca sednem Ewangelii: usprawiedliwiony został oczywiście ten drugi.
Komentator periodyku „Oremus” ks. Jarosław Janiszewski napisał o faryzeuszu, że „w miejsce Boga wystarcza mu Prawo – ono daje mu satysfakcję, poczucie wypełnienia niezbędnego minimum, wyzbycia się wyrzutów sumienia, wreszcie poczucie własnej wartości, a nawet wyższości nad innymi. Własną sprawiedliwość faryzeusz traktuje nie jako łaskę, ale zasługę”. Myślę, że ów zarozumialec jest faktycznie przede wszystkim klasycznym wyznawcą religii Prawa: trzeba go literalnie przestrzegać i tyle. Religia wiary jest czymś innym: patrzeniem nie tyle na paragrafy, jak w jeżdżeniu samochodem albo płaceniu podatków, ile na bliźnich wokół siebie, czy nie potrzebują pomocy. Czyli na Boga, który jest w każdym z tamtych.
Co do podatków, to przeciętny katolik przestrzegający naszego Prawa traktuje tę sprawę na ogół chyba jako raczej marginalną, mniej ważną na przykład od „postu”, polegającego tylko na wegetarianizmie piątkowym dotyczącym również ryb.
Ale to był nawias, podejrzewam przede wszystkim, że katolicka moralność prawnicza („jurydyczna”) podobna jest trochę do dawnej hebrajskiej. Powiedziała mi kiedyś koleżanka z pracy, że nie bardzo wie, z czego się spowiadać, bo do żadnych – nie dodała, że poważnych, ale o takie jej chyba chodziło – grzechów nie może się przyznać. Dziewczyna jest zresztą bardzo sympatyczna, niekonfliktowa, męża chyba nie zdradza – ale trzeba zapytać, co z tego.
I nieraz już słyszałem podobne wyznanie. Powinienem był jej odpowiedzieć, że etyka chrześcijańska polega na innej optyce. A mówiąc jeszcze dokładniej, na wierze Chrystusowi.
Pójście za Nim – oto ten duchowy kierunek. Ale na to trzeba bardzo bliskiego, osobistego stosunku do Niego, który jest ciągle również moim problemem.
Teraz coś o cudach, czyli relacji religia-nauka. W „Tygodniku Powszechnym” niebywale ciekawy i ważny wywiad z filozofem przyrody, ks. Tadeuszem Pabianem. Pozwolę sobie na cytat kolubrynę.
«Artur Sporniak: Czy wierzy Ksiądz w cuda?
Ks. Tadeusz Pabian: A co pan rozumie przez cud?
AS: Potocznie cud to wydarzenie, które dzieje się wbrew prawom przyrody. W książce „Anatomia konfliktu. Między nowym ateizmem a teologią nauki” Ksiądz takie rozumie odrzuca. Co wiele osób wierzących może zaniepokoić.
Ks.: „Odrzucam” to może za dużo powiedziane, po prostu uważam, że lepsze jest drugie rozumienie cudu – jako znaku Bożego działania. Do teologicznej istoty cudu wcale nie należy to, że narusza on prawa przyrody – tylko to, że wskazuje na Boże działanie. W takim sensie cuda jak najbardziej istnieją – głęboko w to wierzę. Takim cudem może być wydarzenie, które da się wyjaśnić w sposób naturalny. Ktoś, kto nie wierzy w Boga, powie, że jest to zupełnie naturalne wydarzenie. Natomiast dla mnie, wierzącego w Boga, może ono mieć charakter znaku, czyli właśnie cudu.
AS.: Ale w ten sposób wszystko może być cudem. Tymczasem jeżeli coś przekracza porządek przyrody – łatwiej w tym dostrzec rękę Boga.
Ks.: Żeby zdecydować czy Bóg faktycznie przekracza porządek przyrody, czy nie, najpierw musielibyśmy ustalić, co będziemy rozumieć przez prawo przyrody. Zwykle pod tym określeniem rozumiemy to, co współczesna nauka nazwała prawem – np. prawo ciążenia. Ale takie rozumienie można rozszerzyć na wszystkie możliwe prawa – również te, których na razie jeszcze nie znamy. Patrząc z takiej perspektywy nie wiemy, co faktycznie przekracza porządek przyrody. W historii nauki wielokrotnie zdarzało się, że jakieś zjawisko uznawane za niewytłumaczalne z czasem znajdowało naukowe wyjaśnienia. Rozumienie cudu jako przekraczającego prawa przyrody naraża nas zatem na zarzut, że mylimy wiarę z niewiedzą.
Poza tym Bóg działałby wówczas w sposób niekonsekwentny: nadałby przyrodzie autonomię po to, by ją później naruszać. Dlatego przekonuje mnie rozumienie cudu jako znaku Bożego działania, a nie jako przekroczenia prawa przyrody.
AS.: I da się tak zinterpretować wszystkie cuda?
Ks.: Niektórzy teologowie, np. australijski duchowny Daniel Edwards, twierdzą, że wszystkie cuda Jezusa można zinterpretować w sposób nieinterwencjonistyczny – łącznie z Wcieleniem i Zmartwychwstaniem. I mnie to przekonuje. Bóg dokonuje takiego cudu nie naruszając praw przyrody, w tym najgłębszym, fundamentalnym nieznanym nam jeszcze rozumieniu. Możliwe, że odpowiedź na pytanie, jak Bóg „to zrobił”, poznamy dopiero w przyszłym życiu. Poza tym nie mamy innej możliwości, jak próbować opisywać wykraczające poza nasze rozumienie Boże działanie przy pomocy naszego ułomnego języka. Innym językiem nie dysponujemy. Dlatego mówimy, że Bóg działa poprzez przyczyny wtórne, czyli posługując się zdarzeniami powodowanymi przez prawa przyrody czy naszym działaniem, albo że jest On immanentnie obecny we wszystkich organizmach i strukturach świata nieożywionego, i że działa w nich nie naruszając ani autonomii przyrody, ani wolności człowieka.
Wielki teolog niemiecki Karl Rahner mówił, że Bóg w procesie samoudzielania daje siebie światu i dzięki temu świat może rozwijać się na drodze ewolucji. Nie mamy bezpośredniego dostępu do aktu ciągłego stwarzania świata przez Boga, nie wiemy, na czym on tak naprawdę polega – mamy do czynienia tylko z wynikiem tego działania – to znaczy ze stworzonym światem. Z drugiej strony mamy też silną intuicję, że istnienie świata nie jest konieczne, domaga się zatem wyjaśnienia.
AS.: Richard Dawkins lubi wskazywać na cud dziewiczego poczęcia Jezusa jako przykład irracjonalności wiary. Spróbujmy wbrew Dawkinsonowi ten cud wyjaśnić „naturalistycznie”: partenogeneza plus mutacja sprawiająca, że rodzi się chłopiec mimo żeńskiego chromosomu. Takie mutacje się zdarzają…
Ks.: Nie jestem biologiem więc nie potrafię ego potwierdzić. Ale nawet gdybyśmy nie potrafili w sposób nieinterwencjonistyczny wyjaśnić tego cudu na obecnym etapie rozwoju nauki, nie musi to oznaczać, że wyjaśnienie na najgłębszym poziomie praw przyrody nie istnieje. To samo odnosi się do wszystkich innych cudów, np. do zmartwychwstania Chrystusa, które przez wielu teologów jest traktowany jako zapowiedź tego, że kiedyś nie
tylko nasze ludzkie ciało, ale cały materialny kosmos doświadczy fundamentalnej przemiany. Byłoby to niezrozumiałe, gdyby nie istniały żadne prawidłowości rządzące tą przemianą. Właśnie w takim znaczeniu można mówić o tym, że wszystkie cuda dokonują się w zgodzie z prawami natury.
AS.: Jedni, ci, którzy wierzą bardziej ludowo – zarzucą, że pozbawia ich Ksiądz możliwości doświadczenia bezpośredniej Bożej obecności (któż może złamać prawa przyrody, jak nie ich Stwórca?), inni – pokroju Dawkinsa – powiedzą, że jest to arbitralna spekulacja, za pomocą której można uzasadnić wszystko.
Ks.: Czy Bóg złapany za rękaw byłby Bogiem prawdziwym? Wkładanie Boga do systemu świata jest ryzykowne, bo czyni Boga podatnym na empiryczną falsyfikację. Za jakiś czas może się okazać, że rzekomy cud jest zjawiskiem wyjaśnianym przez nauki. Empiryczny „dowód” na to, że Bóg istnieje, zamienia się wówczas na „argument” przeciwko jego obecności.
Co do stanowiska Dawkinsa, zakłada on, że nie ma niczego, czego nie dałoby się wyjaśnić naturalnie przy pomocy nauki. To bardzo mocne założenie. Owszem, nauka dokonuje swego rodzaju samoograniczenia, zakładając, że w badaniu świata należy się posługiwać się tylko wyjaśnieniami empirycznymi. Z historii nauki wiadomo, że tak pojmowany metodologiczny naturalizm okazał się bardzo owocny. Z niego jednak wcale nie wynika naturalizm ontologiczny, czyli twierdzenie, że poza empiryczną rzeczywistością nic nie istnieje.
AS: Ale też nie wynika, że istnieje. Nowi ateiści powołują się na brzytwę Okhama, czyli zasadę domagającą ię minimalizowania założeń – dla nich istnienie Pana Boga za bardzo komplikuje świat.
Ks.: Dlatego w książce przekonuję, że nadużyciem jest wykorzystywanie nauki zarówno do dowodzenia, że Boga nie ma, jak i do dowodzenia, że Bóg istnieje (tak współcześnie robią np. zwolennicy „inteligentnego projektu”). Istnienie Pana Boga i całej sfery duchowej jest kwestią nie dowodów naukowych, tylko innych racji – filozoficznych i teologicznych. (…)
AS: Jak w kontekście współczesnych nauk bronić takiej kategorii jak dusza? Przypomnijmy, że Kościół wciąż posługuje się nią w tekstach doktrynalnych, np. mówiąc, że Bóg stwarza duszę ludzką bezpośrednio, albo że est ona formą ciała. W dzisiejszym rozumieniu forma ciała jest „zapisana” w genomie… Czy genom to dusza?
Ks.: Teologia nie dysponuje własnym technicznym językiem, dlatego musi go skądś zapożyczać. Najczęściej sięga do filozofii. Gdy powstawało chrześcijaństwo, akurat pod ręką była filozofia dualistyczna dzieląca rzeczywistość na to, co materialne i to, co duchowe (Platon, Arystoteles). Dlatego w antropologii chrześcijańskiej człowiek to zespolenie duszy i ciała. Ale od samego początku wiadomo było, że filozofia dualistyczna jest tylko narzędziem służącym do wyrażenia prawd wiary, i że można te prawdy wyrazić w inny sposób. I niektórzy dzisiaj próbują to robić np. zinterpretować pewne teologiczne prawdy w kategoriach monizmu ewolucyjnego. Anglikański duchowny i zarazem fizyk John Polkinghorne uważa np., że człowiek nie jest podzielony na duszę i ciało, tylko stanowi jedność psychofizyczną, która wyewoluowała ze świata zwierząt. Jeżeli ewolucja dotyczy tylko ciała, a dusza jest stwarzana bezpośrednio przez Boga – Jan Paweł II mówił w tym kontekście o ontologicznym skoku między światem zwierząt a człowiekiem – to czy to oznacza, że na pewnym etapie ewolucji Bóg „wkłada” duszę ludzką w zwierzęce ciało? Byłoby to dość arbitralne rozwiązanie. Dlatego próbuję w mojej książce mówić także o możliwości ewolucji pierwiastka duchowego, który pojawia się w organizmie człowieka stopniowo, wraz z rozwojem jego biologicznego ciała. Niektórzy w tym kontekście wyraźnie rozróżniają duszę od ducha, który bezpośrednio pochodzi od Boga. W tej interpretacji dusza jest „jedynie” podstawą zjawisk psychicznych i ewoluuje wraz z psychiką zwierzęcą do ludzkiej postaci.»
Moim zdaniem terminologia teologiczna jest wciąż uboga, by móc dobrze opisać intuicje wiary. Ta koncepcja cudów nie jest całkiem nowa, ale w wersji odważniejszej niż w tych, które czytałem dotąd u autorów polskich. Szczególnie mi się spodobało napisanie, że Bóg nie stwarza ludzkiej duszy w ten sposób, że wkłada ją w zwierzęce ciało. Dualizm platoński pokutuje ciągle i wszędzie! Arturze, brawo, księże Tadeuszu oczywiście też! Może trzeba zacytować Asnyka: „Za każdym krokiem w tajniki stworzenia coraz się dusza ludzka rozprzestrzenia i większym staje się Bóg”. Większym, nie mniejszym, bo stworzył świat o wiele mądrzej niż nam się wydawało. A z cudami to jest tak, że się dzieją, ale nie dzieją w innym sensie.
Rozmowa w „Tygodniku” jest obszerniejsza dotyczy także kwestii, czy Bóg nie mógł stworzyć świata bez potwornych cierpień. Ale to już problem inny.
To teraz proszę mi odpowiedzieć na pytanie. W jaki sposób dusza która wyłania się z materialnego Ciała, miałaby przeżyć śmierć tego ciała?
PolubieniePolubienie