Zbawia wiara, nie prawo, żadne. Towarzystwo Biblijne w Polsce. Transseksualiści!

2 Księga Samuela 12,1.7b-10.13
Psalm 32,1b-2.5.7
List do Galatów 2,16.19-21
Ewangelia Łukasza 7,36-8,6
Główny wątek dzisiejszych tekstów biblijnych to przebaczenie. W psalmie śpiewamy:
„Szczęśliwy człowiek,
któremu nieprawość została odpuszczona,
a jego grzech zapomniany.
Szczęśliwy ten, któremu Pan nie poczytuje winy,
a w jego duszy nie kryje się podstęp.
Grzech wyznałem Tobie
i nie skryłem mej winy
Rzekłem: – Wyznaję mą nieprawość Panu,
A Ty darowałeś niegodziwość mojego grzechu.”
Ilustracjami takich postaw duchowych są urywki ksiąg Testamentu Starego i Nowego. Opowieść o rozmowie proroka Natana z królem Dawidem po ciężkim grzechu tego drugiego: nie dość, że uwiódł swemu podwładnemu żonę, to jeszcze zabezpieczył się, wysyłając tego oficera na pewną śmierć. Ale Dawid wyznaje, że zgrzeszył, więc Bóg mu ten niecny postępek daruje. Tak jak Jezus daruje winy kobiecie obyczajów zwanych lekkimi, gdy ta wyraża skruchę hołdowniczymi gestami wobec Niego jako sędziego moralności. Faryzeusz Szymon, w którego domu to się odbywało, pomyślał, że Jezus nie jest prorokiem, czyli jasnowidzem, bo gdyby nim był, widziałby, co to za kobieta, i nie pozwoliłby jej się dotknąć. Ale Chrystus właśnie jako jasnowidz wie, co tamten pomyślał, i tłumaczy mu, że owa ladacznica więcej warta niż on.
Bóg jest miłosierny, czyli przebacza. Nawet miłosierny nieskończenie, co uparcie podkreśla Franciszek, zalecając wyzwolenie z surowości prawa. Wystarczy tylko pokora, czyli niezadzieranie nosa, nie pycha zadowolonych z siebie.
A ja myślę sobie antropomorficznie, że z kolei Bóg ma jakby wyrzuty sumienia jako stwórca człowieka zdolnego do świństw ogromnych. Ale zaraz koryguję się: Pan wiedział, co robi, najwyraźniej uważał, że pośród stworzeń potrzebny jest homo sapiens, czyli ktoś Jemu podobny, choć nie tak święty jak On. Mający, owszem, tak zwaną wolną rękę, ale nieumiejący tej wolności używać. I tu zapytać można dociekliwie: no dobra, jednak stworzył również aniołów, przecież bezgrzesznych. Co prawda, niektórzy zgrzeszyli, są duchy złe, ale te dobre, co się nie zbuntowały i w tym stanie moralnie czystym trwają, pozostały dowodem na to, że można być wolnym i bez duchowej skazy. Stąd może wątpliwości teologów, czy owi anielscy posłannicy Boga to na pewno byty osobne, osobowe, a nie jakieś Jego „energie” czy jak tam to nazwać. A demony, czyli Szatan – po co Bóg zrobił sobie takiego konkurenta, przecież chrześcijaństwo to nie religia podobna tamtej wschodniej, która widzi w rzeczywistości wręcz dualizm Dobra i Zła? Niezbadane są zaprawdę Boże wyroki.
Wrogiem kazuistyki okazał się papież Bergoglio, który krytykuje ją często w codziennej katechezie. Bo też w ogóle robi raban w doktrynie, w swojej adhortacji rodzinnej „Amoris laetitia”, gdzie w przypisie do paragrafu 300 dopuszcza komunię sakramentalną dla rozwodników. W przypadkach wyjątkowych, ale nie według jakiegoś prawa, tylko oceny człowieka: jego duchowego stanu. Bo on jest ważny, czyli jego wiara, a nie paragrafy.
Ale jest jeszcze dzisiaj tekst Pawła. Teza zawsze rewolucyjna: „Człowiek osiąga usprawiedliwienie nie dzięki uczynkom wymaganym przez Prawo, lecz jedynie dzięki wierze w Chrystusa (…). Jeżeli zaś usprawiedliwienie dokonuje się przez Prawo, to Chrystus umarł na darmo.”
Jednak mentalność jurydyczna trapi nie tylko religię żydowską, gdzie religijność opiera się na rygorystycznym przestrzeganiu przepisów. Od dawna teologowie chrześcijańscy dostrzegają, że sporo tego także w naszej religii. Szczególnie w rzymskim katolicyzmie, w którym dużo jest prawa rzymskiego. Tak zwanej kazuistyki. Teraz już moraliści katoliccy nie rozważają problemów w rodzaju takiego, czy konsumpcja lodów łamie post eucharystyczny, bo to przecież nie za bardzo napój…To przykład komiczny, ale są i poważne, choćby te, o których mówi Franciszkowa adhortacja rewolucyjna.
Mamy w naszym kraju instytucję dla znajomości Pisma Świętego niezwykle zasłużoną: Towarzystwo Biblijne w Polsce. Ma już 200 lat! Powstało w październiku 1816 r., z dużym trudem, bo inicjatywie protestanckiej (nazywało się długo Brytyjskie i Zagraniczne) sprzeciwiał się ostro arcybiskup gnieźnieński Ignacy Raczyński. Ale arystokracja polska, przynajmniej w osobie Adama Jerzego Czartoryskiego, okazała się myślowo otwarta i książę został pierwszym prezesem Towarzystwa. Zaraz w pierwszym roku rozpowszechniono ok. 18 tys. egzemplarzy Biblii Wujka. Wydawano potem dla protestantów Gdańską, dla katolików Wujkową, a w naszych czasach także tak zwaną warszawsko-praską (biskupa Romaniuka) oraz Biblię Ekumeniczną 11 Kościołów. A są to obecnie wszystkie ważniejsze, także rzymskokatolicki: Kościół Adwentystów Dnia Siódmego w RP, Chrystusowy w RP, Chrześcijan Baptystów w RP, Ewangelicko-Augsburski w RP, Ewangelicko-Metodystyczny w RP, Polskoatolicki w RP, Starokatolicki Mariawitów w RP, Zielonoświątkowy w RP oraz Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny. Jubileusz dwustulecia był huczny, świętowany dni trzy, piosenką, dyskusją, modlitwą.
Wracam do spraw, o których napisałem w komentarzu do dzisiejszych tekstów biblijnych: prawo i wiara, czyli system moralny i konkretny człowiek. Omawiam numer czerwcowy miesięcznika dominikanów, czyli zakonników wielce odważnych. Otwierają go trzy wypowiedzi: Barbary Chyrowicz, znanego filozofa, etyka, zakonnicy ze Zgromadzenia Misyjnego Służebnic Ducha Świętego (czyli werbistek), Katarzyny Kolskiej, wicenaczelnej tegoż „W drodze”, oraz profesora bioetyki i teologii, ks. Piotra Morcińca. Kolska opowiada współczująco o życiu Marcina, który urodził się biologicznie jako dziewczynka, ale od najmłodszych lat czuł się chłopcem, Chyrowicz analizuje problem transseksualistów filozoficznie, Morciniec teologicznie.
Marcin przeżył kilkanaście lat cierpienia, ciągłych upokorzeń, ukrywania się, tłumaczenia, odrzucenia. Wścibskich pytań, jakby był trędowaty. Był sam, nikt go nie rozumiał, nawet jego mama. Zrozumiała Marcina dopiero przyjaciółka w podstawówce. Pomagała w różny sposób, przyniosła kolorową gazetkę dla dziewczyn, w której był artykuł o transseksualistach. Poczuł, że nie jest na świecie sam. Studiuje problem w internecie, wybiera liceum daleko od domu z małego miasteczka. Przestaje się ukrywać, w bursie mówi koleżankom, że nie czuje się jedną z nich, nie rozbiera się przy nich, co one przyjęły z dużym zrozumieniem Mając lat 18, znalazł w internecie adres poradni, która diagnozuje transseksualizm. Ma kilkuset pacjentów. Trafił tam na doktor Aleksandrę Rubachę, która pomogła mu fundamentalnie. Sprawdziła rutynowo, czy jego zaburzenia tożsamości płciowej nie są wynikiem choroby psychicznej, jakiegoś uszkodzenia mózgu czy problemów rodzinnych – i doszła do wniosku, że nie. Rozpoczęła kurację hormonalną. Potem sąd zmienił dokumenty. Wreszcie chirurgia (dokonuje się ją w kilku polskich szpitalach, niestety dzisiaj bez refundacji, czyli za kilkanaście tysięcy złotych). Olę poznał w pracy. Od razu zwróciła uwagę na jego wrażliwość i radość życia. Podziwia jego upór, że nie poddaje się. I jeszcze dla nich, wierzących, jeden wielki problem: chcieliby wziąć ślub kościelny. Znaleźli księdza, któremu ufają: obiecał, że sprawdzi wszystkie możliwości. Czekają cierpliwie, wciąż mają nadzieję. Wierzą, że dla Boga nie znikną. Bez względu na to, jaka będzie decyzja, chcieliby się zapisać na kurs dla narzeczonych.
Streściłem opowieść o przypadku, teraz tamte analizy. Profesor Chyrowicz referuje spokojnie debatę światową na ten temat. Podaje, że są dwa zjawiska różne: transseksualizmu i transgenderyzmu. Różnicę tłumaczy się dosadnie: seks jest między nogami, a gender (tylko) między uszami (czyli w mózgu). Co do tego pierwszego, przeciwnicy przemian w etyce twierdzą, że transseksualizm to nie diagnoza, ale życzenie ludzi obciążonych seksualną dewiacją. Można i tak, podobnie wciąż traktuje się przecież homoseksualizm i biseksualizm. Jeśli dobrze zrozumiałem, uczona katoliczka wykazuje dla tych ludzkich spraw więcej zrozumienia. Pisze niemniej: „To prawda, że bycie mężczyzną względnie bycie kobietą nie wyraża się jedynie w cielesności, wyraża się jednak przez cielesność. Nie ma innej możliwości, bo człowiek żyje posiadając ciało. Problem osób transseksualnych pokazuje, jak bardzo cielesność jest dla nich ważna. Czy po operacji są już «razem ze sobą» czy nadal «osobno»? Ponieważ płciowość jest istotnie związana z przekazywaniem życia, najbardziej problematyczną kwestią operacji SRS jest nieodwracalne ubezpłodnienie. Osoby transseksualne nie przekażą życia. W istocie nie zmieniły bowiem swojej płci, zmieniły drugorzędne cechy płciowe, uzyskując odpowiednio wygląd mężczyzny albo kobiety. W tym sensie są «razem» , ale nadal «osobno» . Jeśli osiągnięcia neuronauk pozwolą kiedykolwiek na modyfikację psychiki osób transseksualnych, należałoby zastanowić się nad tym, jak można by im przywrócić «jedność» bez kaleczenia.” Siostra zakonna nie uważa, jak jakiś duchowny, że wystarczy powiedzieć: niech transseksualista niesie cierpliwie swój krzyż. Powiada, że „należy dołożyć wszelkich starań, by takim ludziom pomóc. Pytanie, w jaki sposób to zrobić, trzeba skierować do specjalistów. Operacje typu SRS wydają się bowiem doraźnym rozwiązaniem problemu, potrafią zamaskować jego symptomy, ale czy rozwiążą go dogłębnie?”
No i jako trzeci w rozmowie z naczelnym, ks. Romanem Bieleckim, teolog rzymskokatolicki, czyli ktoś, kto wyrokuje myślowo trzymając się jakoś doktryny (też mojego) Kościoła. Jakoś – bo nie bezdusznie, jednak z troską o zachowanie granic prawowierności. Według księdza Morcińca dramat polega na tym, że bez względu na zaproponowane rozwiązania, które próbują potraktować ciało oddzielnie, a psychikę oddzielnie – mężczyzna transseksualny zawsze pozostaje genetycznie i gonadalnie mężczyzną, a kobieta – kobietą. Minęły jednak czasy, gdy taki człowiek był traktowany jako osoba chora psychicznie i napiętnowany. Może jednak jest tu jak z samobójstwem przez kilkanaście wieków: było ono traktowane jako najgorsze przestępstwo. Synod w Arles z 314 r. mówił, że to jest furor diabolicus, czyli czyn diabelski, i takie rozumienie długo funkcjonowało. Kiedy wyniki badań psychologicznych udokumentowały głębię zaburzeń samobójcy, zmieniła się ocena subiektywna czynu i w Kodeksie prawa kanonicznego z 1983 r. zniesiono kary kościelne za takie czyny, a „Katechizm Kościoła katolickiego” mówi, że nie tracimy nadziei na zbawienie i modlimy się za tych ludzi. Być może taka sama droga jest przed nami w ocenianiu transseksualizmu. Może kiedyś zrozumiemy, że mówimy o czymś, czego nie znamy, i zmienimy nastawienie. Na razie stanowisko Kościoła jest jednoznaczne: normą jest obiektywna jedność psychologiczna człowieka, a wszystko inne jest jej zaburzeniem i nie może być zaakceptowane, a już na pewno nie może być promowane. Ksiądz zaznacza jednak dalej swoje zrozumienie dla dramatu tych osób: żyją ze świadomością, że ja to nie jestem ja. Przeżywają piekło. Nic dziwnego, że wśród nich jest tak wysoki odsetek prób samobójczych: siedem razy wyższy niż w innych grupach społecznych (podaje Kolska).
Wnioski duszpasterskie co do sakramentów: rozgrzeszenie i komunia możliwa, gdy jednak penitent po ingerencji w ciało szczerze tego żałuje. Chrzest możliwy, ale nie wolno zmieniać imienia, nie można też po zmianie płci być ojcem chrzestnym. Także była kobieta i mężczyzna, który stał się metrykalnie kobietą. Ale ostatni akapit rozmowy zaskoczył mnie i pocieszył. „Poza obiektywnym opisem rzeczywistości istnieje jeszcze jej odbiór subiektywny. Być może jakimś rozwiązaniem jest to, co można zaobserwować w sformułowaniach teologów zachodnich. Jeżeli inne formy pomocy nie odnoszą skutku, to może w niektórych przypadkach chirurgiczna zmiana płci jest jedynym sposobem, dzięki któremu taki człowiek mógłby zbudować pozytywny stosunek do własnego ciała. Ich zdaniem z tej perspektywy byłaby to decyzja etyczna akceptowalna. Myślę, że merytoryczna dyskusja dotycząca osób transseksualnych, ich niekrzywdzenia jest dopiero przed nami.”
Albowiem dzieją się rzeczy, o których nie śniło się filozofom ani teologom. Myślę, że w teologii moralnej powinien dokonać się (już się dzieje) przełom podobny jakby do tego, jakim było pojawienie się filozofii podmiotu. Awans myślowy „subiectum”. Tu uznanie decydującego znaczenia takich faktów, jak przecież niepatologiczny pociąg płciowy mężczyzny do mężczyzny i kobiety do kobiety oraz męska świadomość kobiety i na odwrót. Tradycyjny biologizm teologiczny trzeba dalej rewidować. Ecclesia semper reformanda!

Dodaj komentarz