Przykazanie jedno za dziesięć. Czytajcie „W drodze”, Małgorzatę Musierowicz również!

Wpis na 7 stycznia 2016
1 List Jana 3,23
„Przykazanie zaś Jego jest takie, abyśmy wierzyli w imię Jego Syna, Jezusa Chrystusa, i miłowali się wzajemnie, tak jak nam nakazał.”
To właściwie w jednym zdaniu złożonym cały Dekalog. Albowiem siedem dalszych przykazań wyznacza zasady stosunku do innych ludzi, a trzy pierwsze relacji z Bogiem, czyli z Jego Synem. A co to znaczy „wierzyć w Jego imię”? Imię w Biblii to oczywiście istota osoby (rzeczy), ale co z wiarą? Dzisiaj jest też chyba oczywiste, że wiara w Boga, w Jego Syna to nie deklaracja doktrynalna, ale życiowa optyka radykalnie detronizująca moje ego. A na taką postawę duchową wierzący religijnie nie mają bynajmniej monopolu. Bywają bowiem chrześcijanie anonimowi, bywa – według innego określenia – wiara implicite.
Lektury: styczniowy numer „W drodze”. Są to najpierw dwa teksty na temat islamu: rozmowa z arabistą i islamistą z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Januszem Daneckim, potem artykuł też arabistki Anny Wilczyńskiej. Z tez Daneckiego zapamiętałem powtarzającą się myśl, że Państwo Islamu i w ogóle tamtejszy terroryzm zafundowaliśmy sobie sami. Najpierw neokolonializmem, potem idiotyczną polityką na tamtych terenach: „To my okupowaliśmy Irak i wspieraliśmy wojnę w Syrii” – powiada Danecki. A Wilczyńska informuje, że dżihad nie musi wcale oznaczać agresji: „W szerokim znaczeniu jest to każde działanie mające na celu krzewienie i umacnianie religii”, a „islam uznaje dżihad jako obowiązek tylko w razie konieczności walki obronnej”. Oczywiście to doktryna, praktyka jest zgoła różna, jak w każdej religii. Szariat też rozumiany jest rozmaicie: „niemal 40 proc. wyznawców islamu pozostaje pod wpływem najbardziej tolerancyjnej i łagodnej szkoły hanafickiej. Zaliczamy do niej między innymi mieszkańców Palestyny, Syrii, Turcji, Afganistanu, Pakistanu.” Oczywiście niestety nie 70 proc., ale warto to wiedzieć, żeby nie straszyć nas muzułmanami wysadzającymi zaraz (w powietrze) nasze dzieci. Są po prostu różni, choć zapewne ich agresywność w skali ogólnej narasta: Al Kaida, teraz też „Państwo Islamu”. W tym samym numerze na inny temat genialny felieton Szymona Hołowni!
Przeczytałem 21-ą powieść Małgorzaty Musierowicz: „Feblik”. Nie jestem dorastającą dziewczyną, ale ta autorka czaruje mnie swoim pisaniem (i rysowaniem). Wzruszyłem się dalszymi losami bardzo sympatycznego przez swoją delikatność Ignacego Grzegorza Stryby, ale zapamiętałem też nieczęsty w tej twórczości epizodzik religijny. Jeden ze znacznie młodszych bohaterów „Jeżycjady” ma kłopoty z modlitwą. Nie może się podczas niej skupić: „Ojcze nasz” mówi godzinę. Ale wujek pocieszył go mówiąc, że miał taki sam problem, aż pozbył się go za radą pewnego zakonnika. Ten mądry ksiądz uspokoił go zapewnieniem, że on też jest tak roztargniony, ale mówi Bogu: przepraszam, ale Ty mnie przecież kochasz… Albowiem imieniem Boga jest Miłość, co Franciszek wykłada codziennie.

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s