Księga Izajasza 11,1-10
Adwent: radosne, niezasępione czekanie na dwa przyjścia Chrystusa. Najpierw na tamto, co dopiero nastąpi, absolutnie nie wiadomo, kiedy. Absolutnie, bo to sprawa Absolutu przecież, by tak Pana i Boga filozoficznie nazwać. Pierwsi chrześcijanie myśleli, że to się stanie wnet, my jesteśmy mądrzejsi nie tylko o ich późniejsze doświadczenia, też o tyle wieków upływającego czasu oraz teologicznych przemyśleń. Na przykład takiego oto mniemania, że przecież w tamto przyjście możemy, więc powinniśmy angażować się sami, zmieniać ziemię naszą, przede wszystkim nas samych, przybliżać Kres tego rozwoju, którym będzie to, co zwie się Paruzją. Czytamy Stary Testament, gdzie wizję tamtego szczęścia malowali prorocy, przede wszystkim największy, Izajasz. Z rodu Dawida powstanie zatem Ktoś, kto „rozsądzi biednych sprawiedliwie i pokornym w kraju wyda słuszny wyrok, rózgą swoich ust uderzy gwałtownika.” Mesjański pokojowy porządek międzyludzki przeniesie się na świat zwierząt: „Pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą społem i mały chłopiec będzie je poganiał.” Nieprawdopodobne zupełnie? A prawdopodobne po prostu jest coś podobnego pośród nas, pokłóconych przeraźliwie, jawi nam się ono przecież jako realna możliwość? Ale myślimy także o tym Jego przyjściu, które już nastąpiło, i staramy się wspominać je najpobożniej, do łamania wigilijnego opłatka już teraz się gotując, łamiąc i burząc wszystko, co nas od bliskich oddala.