Księga Apokalipsy 5,1
„I ujrzałem w prawej ręce Zasiadającego na Tronie Księgę zapisaną z obu stron, zapieczętowaną siedmioma pieczęciami.”
Ekumeniczny Przekład Przyjaciół.
Pisano już nieraz, że Biblia jest tak bardzo zapieczętowana, jak tamta, o której tu mowa. Tamta jest – cytuję Biblię Poznańską – „symbolem niezgłębionego bogactwa wyroków Bożych, rodzajem czekającego ba otwarcie Bożego testamentu w sprawie losów świata (por. Iz 29,11n; Ez 2,9n; Dn 12,4.9)”, ta natomiast aż dwoma testamentami. Zapieczętowanymi przez inność tamtejszych rodzajów literackich, w przypadku Księgi Apokalipsy, jak widać, ogromną. Łatwiej jednak ją otworzyć egzegetycznie niż spojrzeć w świata przyszłość, o czym nas uczy teraźniejszość ciągle zaskakująca. Futurologia trudniejsza jest niż inna nauka jakakolwiek, co zapisuję, niepełne i niepewne wyniki wyborów naszych zbożnie kontemplując.
We wtorek mieliśmy kolejne, chyba przedostatnie, spotkanie robocze naszego Zespołu Ekumenicznego, drugie wydanie EPP szlifujące. Zaczęło się od pokazania nam przez władykę Jeremiasza zaszczytny owoc naszej przeszło trzydziestoletniej roboty. Warszawska Metropolia Prawosławna wydała mianowicie w naszym, choć skorygowanym przekładzie, dla celów liturgicznych cztery ewangelie pt. „Święta Ewangelia”. Zaszczyt polega na tym, że jest to pierwsze własne polskie tłumaczenie Cerkwi: dotąd korzystano z Wujka, Tysiąclatki czy Przekładu Ekumenicznego 11 Kościołów polskich (który Przekładem Jedenastu będę odtąd w skrócie nazywał). Korzystano nieczęsto: przeważała lektura w języku starocerkiewnosłowiańskim, a zależało to od zwyczajów miejscowych, bo poszczególne parafie prawosławne RP są w tej sprawie autonomiczne (także w wyborze kalendarza: juliańskiego czy gregoriańskiego). I powiedział mi władyka, że będzie tak chyba jeszcze długo (wiem skądinąd, że rzymskokatolickie chęci powrotu do łaciny utwierdzają w konserwatyzmie polskich prawosławnych). Niemniej gdzieniegdzie zabrzmią nasze pomysły… Alleluja!
Prawosławni mają jak my przed Soborem cykl czytań jednoroczny, czytają też oczywiście inne księgi („lekcja” zwie się u nich „apostoł”), ale bez Apokalipsy (może słusznie, bo trudna niewątpliwie).
Wczoraj natomiast odbyła się impreza mniej kameralna: wręczono nagrody „Zasłużony dla tolerancji”. Jako pierwszy z sześciorga otrzymał ją Michael Schudrich, naczelny rabin Polski, niewątpliwie zasłużenie, bo jest to człowiek naprawdę łagodnego ducha. A wyróżnienia owe przyznaje Fundacja Ekumeniczna „Tolerancja”, firmowana przez przewodniczącego Rady Fundatorów, teologa luterańskiego profesora Karola Karskiego, oraz przewodniczącego jej Społecznej Rady, senatora RP Józefa Piniora.
Gdy już jesteśmy przy cnocie tolerancji, trudno mi nie wspomnieć o arcybiskupie Alfonsie Nossolu. Napisało mi się o nim na jutro do dziennika „Metro” w taki oto felietonowy sposób.
Antyekscelencja
„Magazyn Świąteczny” „Gazety Wyborczej” wydrukował tydzień temu rozmowę z arcybiskupem Alfonsem Nossolem, bo minęło ćwierć wieku od historycznej mszy w Krzyżowej, podczas której premier Mazowiecki i kanclerz Kohl wymienili znak pokoju: emerytowany dziś już ordynariusz opolski bardzo się do tego przyczynił (czytaj też o tym w najnowszym „Tygodniku Powszechnym”).
Wciąż wspominam spotkanie z nim w warszawskim Klubie Inteligencji Katolickiej. Pewna pani denerwowała się, że nie dojechał, gdy jej wskazałem jego szczupłą sylwetkę, zadziwiła się: – Biskup, a taki chudy? Biskupi polscy nie zawsze są otyli, w ogóle jednak ten wydaje mi się odmieńcem. Nie widział się w biskupiej roli. Dojrzało na KUL-u trzech odważnych teologów młodych, przejętych soborową szerokością poglądów: Napiórkowski, Hryniewicz i on, jemu jednak kardynał Wyszyński nie dał siedzieć w książkach. Opierał się długo, użył nawet argumentu, że jego bracia służyli w Wehrmachcie, nie pomogło. W końcu jednak zrozumiał zamysł wielkiego prymasa, że jako Ślązak będzie na swoim terenie biskupem najlepszym.
Ale widzi mi się odmieńcem nie tylko w jednaniu narodów. W jednaniu również dwóch stylów kościelnych: tych po obu stronach Odry i Nysy. Ot, choćby w tym, że tytułu „ekscelencja” jakoś dziwnie nie lubi. Uwielbia natomiast inne słowo na tę samą literę: ekumenizm. Uosabia tę szerokość myślową, której na naszym podwórku zaprawdę nigdy dosyć.