List do Efezjan 2,4-6
„A Bóg bogaty w miłosierdzie przez wielką miłość, którą nas umiłował, i to nas, którzy byliśmy martwi z powodu przestępstw, współożywił przez Chrystusa – Łaską jesteście zbawieni – i współwskrzesił, i posadził na niebiosach w Chrystusie Jezusie”.
Ekumeniczny Przekład Przyjaciół.
Słowa te na temat miłosierdzia skojarzyły mi się oczywiście z watykańskim synodem, który właśnie się skończył. A był zgoła rewelacyjny przez śmiałość jego uczestników, przez ostrość otwartej dyskusji: niech tak zawsze będzie, lepsze to niż groźne mruczenie po kątach. I może był rewolucyjny, jeżeli niepłonna jest nadzieja na wzbogacenie miłosierdzia kościelnego.
Czyli domagam się moralnych luzów, miłosierdzia wobec „rozwodników”, z których przynajmniej jedna ze stron cynicznie zdradzała drugą, łamała obietnicę wierności? Odpowiadam jak zawsze, że chodzi o tyle samo luzów, ile stwarza rzymskokatolicka praktyka stwierdzania nieważności małżeństwa, która wydaje mi się o wiele mniej czysta moralnie niż metoda prawosławna. Jak tę drugą krótko przedstawić? Zaglądam do nieocenionego „Porównania wyznań rzymskokatolickiego, prawosławnego, ewangelicko-augusburskiego, ewangelicko-reformowanego”, wydanego przez czwarty z tych Kościołów (jest już wydanie nowe, rozszerzone !) i cytuję z rozdziału o sakramentach: „Materią sakramentu jest wzajemna miłość i dlatego małżeństwo jest sakramentem miłości według słów Jana Chryzostoma. Małżeństwo chrześcijańskie może być jedno i jest ono nierozerwalne. Tajemnica małżeńskiej miłości zawiera się w tym, że mężczyzna i kobieta przez sakrament stanowią jedną istotę połączoną na wzór Chrystusa i Kościoła (Ef 5,31-32). Miłość małżeńska jest mierzona wiecznością i dlatego w Kościele prawosławnym nie ma w zasadzie rozwodów. Jednak Kościół powołując się na przykład Mojżesza (por. Mt 19,3-12)i troszcząc się, « aby nie było większego grzechu » , może zdjąć swoje błogosławieństwo w przypadku cudzołóstwa lub całkowitego rozkładu pożycia małżeńskiego. W takim przypadku zezwala też stronie pokrzywdzonej na powtórne zawarcie związku małżeńskiego.” Poza tym ponowny związek nie jest uważany w Cerkwi za sakrament, jest dopuszczony jako rzecz bolesna, nie weselna zupełnie, jak ten pierwszy – ale ten drugi może nie być ostatni, bo istnieje możliwość jeszcze jednego związku czy nawet dwóch.
Ten blog jest jednak wtórnie ekumeniczny, przede wszystkim biblistyczny, zatem teraz trochę o tym, jak sprawa wygląda w Nowym Testamencie. Otóż istnieje ewentualna podstawa do dopuszczenia powtórnych związków: tylko u Mateusza jest dwukrotnie (5,32 i 19,9) dyskutowana przez wieki stwierdzająca wyjątek wstawka do zdania potępiającego rozwody, brzmiąca: „„poza sprawą rozpusty” czy też „nierządu”. Otóż chrześcijański Wschód skłonny jest widzieć tu wyjątek od zasady nierozerwalności, natomiast mój Kościół oficjalnie (opinie biblistów bywają inne) przyjmuje hipotezę, że chodzi tu o interesujące tylko Mateusza piszącego do Żydów przypadki małżeństw żydowskich nielegalnych z punktu widzenia Synagogi, będących faktycznie rozpustą.
No cóż, bywają w Biblii słowa Jezusa bardzo surowe, niektóre z nich jednak uważane są za prorocką przesadę, na przykład te o wyłupienia oka czy obcięcie ręki: czy na pewno nie dotyczy to także tej sprawy? Dopowiadam też, że denerwuje mnie okropnie prawnicze, jurydyczne, legalistyczne załatwianie tej sprawy w moim Kościele, ale też cytowana formuła prawosławna, że nie ma tam „w zasadzie” rozwodów, brzmi mi nienajlepiej, bo rozwody jednak są. I żeby nikt nie pomyślał, że chwalę zawsze Kościół inny niż mój, zauważam tutaj, że w sprawie gejów i lesbijek jest on bardziej niż Cerkiew otwarty: jest tam tradycyjna (choć tylko przy tradycyjnej interpretacji Biblii uzasadniona) dezaprobata homoseksualistów radykalna. Synod watykański tutaj kolejnego, choć na razie maleńkiego otwarcia.
PS. Jeszcze co do sprawy rozwodów w Nowym Testamencie: U Marka (10,12) cudzołożnicą jest również żona, która opuści swego męża.