Ewangelia Łukasza 11,52
„Biada wam, uczonym w Prawie, bo wzięliście klucze poznania; samiście nie weszli, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli.”
To skojarzyło mi się z molestowaniem nieletnich przez duchownych: dobrze, że wreszcie hierarchia kościelna zrozumiała, iż są to czyny skandaliczne. Owszem, molestują nie tylko księża, ale każdy taki przypadek wywołuje zgorszenie w pełni zrozumiałe: przecież „wzięli klucze poznania”, powinni świecić przykładem, tak jak każdy, kto jakieś zasady głosi. Nie mówiąc o również skandalicznym ukrywaniu owych potworności, niezapobieganiu im przez izolowanie owych zboczeńców. To była naprawdę Sodoma i Gomora. Dobrze, że czas przeszły jest tu jakoś uzasadniony: oczywiście nie wszystkie sprawy wyszły już na wierzch, ale przynajmniej widać mocną wolę jakiejś moralnej sanacji.
Dziś nasza papieska rocznica, myślę o Janie Pawle w tamtym kontekście. Każdy sądzi według siebie, nie był w stanie uwierzyć, że ktoś może być aż tak amoralny, jak ów Maciel. W ogóle jednak – to już stwierdzenie banalne – administratorem był w Krakowie, a potem w Rzymie zgoła średnim, w nominacjach biskupów mylił się często. Świętość to nie nieomylność na pewno.
A w niedzielę beatyfikacja, czyli wyniesienie na ołtarze (częściowo: w kraju pochodzenia, w zakonie, do którego człowiek należał) innego współczesnego papieża: Pawła VI. Napisało mi się o nim do najbliższego „MiŚ-a” felietonik taki.
Głośne myślenie
Papież pokory przepotężnej
Jonasz
I tak to w niedzielę beatyfikowany zostanie papież, którego jego poprzednik, św. Jan XXIII, nazwał publicznie hamletycznym. Czemu go tak ocenił, czemu przypisał mu „adecyzyjność”? Albowiem, po pierwsze, lubił zachować się niekonwencjonalnie (prymas Wyszyński nie skrytykował za to jego samego, ale już pewnego księdza, który o tym napisał w „Tygodniku Powszechnym”: bo to psuje w Polsce opinię przyszłemu papieżowi). Po drugie, ponieważ sam nie dzielił włosa na czworo, spokojnie zwołał Sobór Watykański II i potem pilnował, żeby dokonał głębokiej reformy.
Papież Paweł VI, subtelny intelektualista, a tacy bywają niezdecydowani, nie zdecydowałby się pewnie na kroki tak radykalne. Nie zdecydował się w każdym razie na dopuszczenie antykoncepcji, ogłosił encyklikę „Humanae vitae”, która podtrzymała nauczanie tradycyjne. Dokonał jednak kiedyś czynu niesamowitego: 14 grudnia roku Pańskiego 1975 ukląkł i ucałował stopy metropolity prawosławnego Melitona. Najwyższy zwierzchnik arcydumnego Kościoła rzymskokatolickiego uczynił gest największego samouniżenia wobec reprezentanta patriarchy Konstantynopola, najdostojniejszej stolicy prawosławia. Najpokorniej przeprosił w ten sposób za śmiertelne grzechy wobec Cerkwi. To było dokładnie tak, jakby proboszcz jakiejś polskiej parafii katolickiej ucałował stopy nawet nie samego proboszcza sąsiedniej parafii prawosławnej, ale wysłanego przezeń wikarego.
Paweł VI nie potrzebował żadnego cudu, by zasłużyć na miano błogosławionego. Choć uznano w Watykanie, że takowy zdarzył się za jego przyczyną, stwierdzam wszem i wobec, iż dokonał za życia cudu bardziej oczywistego. Padając na twarz przez przecież schizmatykiem paskudnym.