Ewangelia Łukasza 21, 1-4
„I podniósłszy wzrok, zobaczył bogaczy wrzucających swe dary do skarbnicy.
Zobaczył też biedną wdowę, wrzucającą tam dwa grosiki.
I powiedział: – Zaprawdę mówię wam, że ta biedna wdowa więcej od wszystkich wrzuciła.
Wszyscy ci bowiem ze swego nadmiaru dorzucili do darów, a ta ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała na życie.”
Ekumeniczny Przekład Przyjaciół.
Najpierw o uświęconym tradycją nie tylko ściśle biblijną słowie „zaprawdę”. Otóż u Marka, Mateusza i Jana jest to tłumaczenie hebrajskiego terminu „amen”, tak nam skądinąd znanego, zatem umyśliliśmy w ogóle go nie tłumaczyć: będzie oryginalnie, też w sensie idealnej zgodności z oryginałem. Jednak u Łukasza mamy w oryginale inny termin: ewangelista ów, jeden jedyny Grek wśród autorów biblijnych, hebrajski termin na swój język przetłumaczył „alethos”, więc i my go na nasz przełożyliśmy, piękne „zaprawdę” po staremu, gdzie trzeba, wpisując.
Tyle o pomysłowości, teraz o hojności. Oczywiście biedna wdowa okazała się hojniejsza od bogatych panów. W prawie różnie bywa, w etyce to, że liczą się intencje, zakrawa na aksjomat. No i ja socjaldemokratą wciąż po trosze jestem. Stratyfikacja społeczna, podobno w Polsce wyjątkowo potężna, martwi mnie dość mocno. Podatek liniowy? Chyba to jednak nie ideał. W każdym razie moim idolem jest i tutaj papież Franciszek, płomienny obrońca biedaków, jakby socjaldemokrata również, chociaż (raczej dlatego że!) prawdziwy chrześcijanin.
Ale ekonomia to moja antyspecjalność, chyba że dotyczy spraw kościelnych. Choć i tutaj nie czuję się mocno, jedna myśl moja jednak wydała mi się słuszna. Niedawny sondaż socjologiczny wykazał, że Polacy mają do księży najczęstsze pretensje wcale nie o pedofilię: o pieniądze. Co uznano za rewelację, a dla mnie to zupełny banał. Matka mówiła mi sto lat temu, że ludzie ze wsi wybaczą księdzu wszystko poza zdzierstwem.
Wniosek stąd dla mnie taki: proboszcz nie może być prywatnym przedsiębiorcą. Powinno być u nas jak we Francji: wszyściutkie pieniądze idą do kurii, ta wypłaca księżom pensje (i chyba daje na inne cele parafialne). Proboszczowie nie muszą się martwić, że parafii grozi bankructwo, to też nie zdzierają. W każdym razie mają w tej dziedzinie mniejszą pokusę.
A oczywiście jeść muszą, więc i ofiarność parafian jakaś musi być.
Teraz takie moje ekumeniczne wspomnienie (zanim ukaże się w ”Gazecie Stołecznej”).
Ks. Konrad Maria Paweł Rudnicki 1926 – 2013
Zmarł 12 listopada w Krakowie w wieku 87 lat. Był duchownym mariawickim, teologiem, ekumenistą, astronomem, autorem ponad 300 publikacji naukowych i podręczników szkolnych.
Urodził się w 1926 r. w Warszawie w rodzinie o lewicowych poglądach. Jego matka Maria należała do PPS-u, zaś ojciec Lucjan, znany pisarz i publicysta, autor głośnej kiedyś książki ”Stare i nowe”, był działaczem ruchu robotniczego, współzałożycielem Komunistycznej Partii Robotniczej Polski. Młody Konrad również związał się z lewicą – na przełomie 1943/1944 walczył w partyzantce Gwardii Ludowej aż do rozwiązania oddziału w 1945 r. W czasie okupacji w Piotrkowie Trybunalskim wraz z matką udzielił schronienia grupie Żydów, m.in. rodzinie Weintraubów, za co w 1996 r. otrzymał tytuł „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” oraz honorowe obywatelstwo państwa Izrael.
Po wojnie studiował na Uniwersytecie Warszawskim, w 1949 obronił magisterium z filozofii, w 1952 doktorat z nauk matematyczno-przyrodniczych. W latach 1957-59 studiował w mariawickim Seminarium Duchownym w Płocku. Studia teologiczne łączył z badaniami naukowymi – habilitował się z nauk matematyczno-fizycznych na UW, a w 1975 r. otrzymał tytuł profesora astronomii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizował się w astronomii gwiazdowej, pozagalaktycznej, kosmologii, metodologii nauk, teologii mistycznej. W 1965 jako pierwszy Polak po II wojnie światowej odkrył w USA nową kometę nazwaną od jego nazwiska C/1966 T1 Rudnicki.
W 1959 r. otrzymał w Płocku święcenia w Kościele Starokatolickim Mariawitów. Pełnił posługę w Polsce (krótko również w Warszawie), USA i Szwajcarii, w 1979 r. został wybrany ministrem generalnym Zgromadzenia Mariawitów (instytucji niepokrywającej się ze strukturami Kościoła), którym był do śmierci. Od 1989 r. był profesorem teologii dogmatycznej i mistycznej w Mariawickim Seminarium Duchownym w Płocku oraz administratorem filii w Krakowie. Od 1996 r. był redaktorem wykonawczym czasopisma „Praca nad sobą”, współpracował z periodykiem „Wolnomularz Polski”. Od 1997 r. był członkiem Komisji ds. Dialogu Teologicznego między Kościołem Rzymskokatolickim a Kościołem Starokatolickim Mariawitów. Często brał udział we wspólnych nabożeństwach w ramach Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan. Miał także inne zainteresowania – był członkiem Powszechnego Towarzystwa Antropozoficznego. Wśród ulubionych lektur wymieniał Pismo Święte, Ojców Kościoła.
Tyle wiadomości, które znalazłem w serwisie Katolickiej Agencji Informacyjnej, troszkę je tylko uzupełniając. Dodam swoje wspomnienie.
Księdza profesora Rudnickiego poznałem w połowie lat 60. przez Krystynę Zonnową, żonę znanego astronoma, z którą się bardzo przyjaźniłem. Pamiętam spotkanie we trójkę w ich domu przy Alejach Ujazdowskich. Astronomia nie była moją specjalnością, ale ekumenia pasjonowała mnie już wówczas ogromnie. Wybitny filozof, a skądinąd gorący ekumenista Andrzej Grzegorczyk opublikował w ”Więzi” artykuł pod tytułem ”Nasi bracia mariawici”, tekst przełomowy, dokonujący przewrotu wręcz kopernikańskiego w rzymskokatolickim myśleniu o tym wyznaniu, więc chciałem, by w piśmie, w którym wtedy pracowałem, zabrał głos po tekście Grzegorczyka także mariawicki duchowny, człowiek wybitny i o tak nietypowej biografii. Tak się też stało, w numerze z maja 1966 r. ukazał się jego tekst prezentujący interesująco jego Kościół. Potem nasz kontakt był bardzo rzadki, ale nie urwał się całkiem: pamiętam, że przeczytałem przynajmniej jeden numer ”Pracy nad sobą” i znalazłem tam cenną wskazówkę psychologiczno-duszpasterską.
Na koniec takie moje ”głośne myślenie”. Wybierając wśród wyznań chrześcijańskich jako środowisko dla siebie Kościół Starokatolicki Mariawitów, tak przecież bardzo wtedy szkalowany, młody Konrad Rudnicki okazał, że lubi chodzić własnym drogami. Co ja, skądinąd ”rzymski” katolik, mam mu to za dobre.
PS. Polecam wspomnienie o ks. Rudnickim, które w ”Tygodniku Powszechnym” z 24 listopada napisał zaprzyjaźniony z nim sławny kosmolog ks. Michał Heller.