Ewangelia Jana 2,1-11
Dziś znowu maryjne święto, tym razem czysto polskie: Matki Boskiej Częstochowskiej. Jasna Góra: mówi się, że jest to duchowe serce Polski i choć komuś styl tego sanktuarium nie bardzo pasuje, musi przyznać, że to ośrodek religijny dla milionów Polek i Polaków. Takie jest ich upodobanie. Są tacy – i ja się do nich zaliczam – którzy jednak nie lubią tłumów, wolą modlić się w ciszy, a już na pewno nie gustują w upolitycznieniu Jasnej Góry, wręcz upartyjnieniu. W ten sposób ośrodek jest rzeczywiście autentycznie polski, bo taki jest w sumie nasz katolicyzm. Tradycja XVII-wiecznego oblężenia Jasnej Góry działa, Kościół mój polski czuje się nadal oblężoną twierdzą, tyle tylko, że Szwedów nie ma, „komuna” też zniknęła, a kolejny wróg, liberalna lewica, naprawdę nie ma noża w zębach, choć bywa nieraz fundamentalistyczna. Na dzisiejszą obronę Częstochowy można tylko powiedzieć, że w tej mierze Toruń jeszcze gorszy…
To wszystko jednak ma dość słaby związek z dzisiejszą lekturą biblijną, czyli opowieścią o weselu w Kanie Galilejskiej. Matka Jezusa odgrywa w niej rolę potężną, namawia Go do cudu. Jezus opiera się, mówiąc, że ”jeszcze nie nadeszła Jego godzina”, bo wie, czym to grozi: sławą, która nie może się dlań skończyć dobrze. Jego ”godzina” oznacza mękę i śmierć. Pomyślmy jednak przede wszystkim o tym Maryjnym wsparciu weselników: trudno nie rozumieć go symbolicznie. Maryja Wspomożycielka Wiernych. Można oczywiście pytać, czemu nie zawsze pomaga, ale kwestia jest analogiczna do sprawy opieki samego Boga: On tym bardziej pomaga nie zawsze. Pisze po liniach niepojęcie krzywych. Oraz alfabetem zrozumiałym jedynie w świetle wiary, przy nieustannym przekonaniu, że jednak jest Sens.
PS.W sobotę odbył się pogrzeb dziennikarki Krystyny Jagiełło-Kamm. Należała do ludzi, którzy przychodzili do Kościoła w tamtych czasach, gdy w mojej ojczyźnie nie straszył on jeszcze wybrzydzaniem na wszystko, co poza nim, i podejrzeniem, że wszyscy są przeciw niemu. Poznałem ją w „Więzi”, pracowała potem w Niemczech jako korespondentka „Gościa Niedzielnego”, z czasem jednak linia pisma zmieniła się, więc i jej stosunek do tego tygodnika. Mam nadzieję, że nie do Kościoła powszechnego, bo ten nieporównanie większy.