Księga Rut 1.1.3-6.14b-16.22
To opowieść biblijna ogromnego uroku z wydźwiękiem moralnym kapitalnym. Powinna być lekturą biblijną podczas mszy z sakramentem małżeństwa: niech przyszła synowa i teściowa posłuchają wtedy, jak może być. I bywa zresztą: jest przekaz historyczny polski o teściowej, co poszła na śmierć za żonę jej syna. Może więc podobne wzajemne postawy to nie takie cuda natury, jak się nieraz myśli.
O cudach w sensie potocznym pomyślałem w związku z podwójnym świętem 15 sierpnia, kiedy to wspomina się Matkę Jezusa jako wziętą do nieba, ale też w roli raczej ziemskiej: jako współautorkę wiktorii w roku 1920, tak zwanego cudu nad Wisłą. Jako prawdziwy katolik zacznę od papieża. W książkowej rozmowie z rabinem Abrahamem Skórką (świetna publikacja Znaku!), kardynał Jorge Bergoglio powiedział: „Dziś, kiedy dysponujemy badaniami parapsychologii, opiniami onkologów, którzy odnotowują wpływ czynników psychicznych na sferę cielesną, niejedno da się wytłumaczyć”. Melduję również, że aktualny komunikat o cudach w Lourdes zawierał zastrzeżenie, iż te, które się ostatnio wydarzyły, nie są wytłumaczalne medycznie obecnie – czyli może da się je wytłumaczyć w przyszłości.Co na to teologia, tak zwana fundamentalna? Przydaje się często znajomość historii. Otóż koncepcja cudu jako wydarzenia sprzecznego z prawami natury nie jest stara jak chrześcijaństwo: zrodziła się w średniowieczu. Przedtem istniała przede wszystkim myśl św. Augustyna, który sugerował raczej, że cudem trzeba nazywać wszystko, co jest dziełem Stwórcy – zatem rozróżnianie wydarzeń sprzecznych i niesprzecznych z naturą nie ma większego sensu. Teologowie katoliccy dzisiejsi subiektywizują swoiście pojęcie cudu: jest to według nich znak od Boga, kiedy zjawisko niezwykłe wydarza się w kontekście religijnym, gdy ktoś o nie się modlił. Mówiąc inaczej, możemy wierzyć, że Matka Jezusa była wówczas naszą sojuszniczką w swoich za nas modlitwach, nie można nawet zupełnie wykluczyć, że objawiła się jakoś któremuś czerwonoarmiście, czyli że miał podobne przeżycie. Tyle tylko, że opowiadanie o tym dzisiaj stwarza wielkie ryzyko ośmieszenia wiary: w średniowieczu było inaczej, nie było dzisiejszych nauk. Współczesnej teologii również.