Dziesięciu sprawiedliwych zawsze i wszędzie. Ksiądz Luter Andrzej trochę jak Marcin

Księga Rodzaju 18,16-33
Scena biblijna jedna z tych, których nie można nie znać: Abraham kapitalnie targuje się z Bogiem. Można powiedzieć, że targuje się jak Żyd, ja sam, Żyd trochę jakoś, nie obrażam się bynajmniej, aby tylko wiedziano, że narodem handlarskim są chyba od dawniejszych czasów Grecy. Przypominam, że w biblijnym targu poszło o miasta Sodomę i Gomorę, które Bóg postanowił zniszczyć z powodu ich moralnego bezeceństwa (chodziło o homoseksualizm czy też raczej o łamanie zasady gościnności, jak próbują tłumaczyć niektórzy obrońcy gejów). Abraham broni tamtych społeczności argumentem, że są tam przecież ludzie niewinni, i wyprasza stopniowo coraz mniejszą ich liczbę (aż do dziesięciu) jako taki powód przebaczenia wszystkim. Dziesięciu sprawiedliwych to już tymczasem liczba symboliczna i wyrażenie niemal potoczne, oznacza grupę ludzi obecną w każdym narodzie. Swego czasu wpadłem na pomysł, żeby tak nazwać wspomnienia moich rodaków o Niemcach, którzy podczas wojny ratowali nam życie i przez to jakoś zmieniali symbolicznie obraz tego narodu. Była to książka Biblioteki „Więzi”, jakiś czas potem zebrałem analogiczne relacje o ratujących wtedy Polaków Rosjanach, Białorusinach, Ukraińcach i Litwinach, które opublikowało mi bardzo miło Wydawnictwo UMCS w Lublinie pod tytułem „Bracia zza Buga”. Obie te książki przypomniały mi się parę dni temu, gdy wspominaliśmy rzeź wołyńską, ale przypomniały też Ukraińców, którzy byli wówczas dziesięcioma sprawiedliwymi.

Lektura moja zeszłotygodniowa to potężny „buch” (500 stron!) księdza doktora Andrzeja Lutra pt. „Ekspostkatolik” (Wyd. ”Iskry”): 37 tekstów na tematy rozmaite. Duchowny to zupełnie rzymskokatolicki, ale wobec swojego Kościoła polskiego zdrowo krytyczny. Widać to między innymi w zdaniach następujących: „Kościół otwarty to Kościół o ludzkiej twarzy, miłosierny, odważny, nieszukający swego, mądry, cichy, choć »głośny« w głoszeniu zasad prawdziwie ewangelicznych, i skromny… Chrystus jest wzorem otwartości: kimś, kto z »miłującym krytycyzmem« inspiruje człowieka, przychodząc do najbardziej odrzuconych i znienawidzonych. Nie szuka bezpieczeństwa, nie chowa się za instytucją, ale szanując ludzką wolność wzywa do nadstawiania drugiego policzka i niestawiania oporu złemu, co wcale nie oznacza relatywizmu czy naiwności. Widzę żywą tkankę takiego Kościoła także w Polsce: cierpliwa posługa w konfesjonale wielu mądrych księży, dobra liturgia, służba biednym i wykluczonym, towarzyszenie chorym i umierającym, apostolstwo wśród poszukujących… Ale w debatach publicznych, a także w zwykłych rozmowach dominuje obraz Kościoła sklerykalizowanego, zajętego czymś innym: umacnianiem socjologicznego, prawno-politycznego i materialnego stanu posiadania, posługującego się językiem patriarchalnym, językiem wolności i dialogu. Dominuje obraz Kościoła wykluczającego i trudno zrzucić całą winę na stabloidyzowane media. Byłoby to zakłamywanie rzeczywistości.” To coś trochę jakby też doktor Luter, ale ów Marcin szesnastowieczny, oczywiście z zachowaniem wszystkich proporcji. Księdzu Andrzejowi nie chodzi, rzecz jasna, o zniszczenie Kościoła katolickiego, ale o jego naprawę, oczywiste jest dzisiaj jednak także dla katolików, że intencje tamtego Lutra były podobne. Skończyło się to rozłamem, z winy obu stron jednak, co też rozumieją dzisiaj katolicy. Andrzej zaś żadnego rozłamu na pewno nie spowoduje, oby jednak owymi słowami, przecież mądrze wyważonymi, poruszył umysł i serce choć jednego hierarchy polskiego. Amen!

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s