„Daj temu, kto cię prosi”: Brat Albert, papież Franciszek (”Więź”)

Ewangelia Mateusza 5, 38-42
„Słyszeliście, że powiedziano: »Oko za oko i ząb za ząb«. A ja wam powiadam: nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz. Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź i dwa tysiące. Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie”.

To zdanie o oku i zębie pochodzi z Księgi Wyjścia 21,24 i Księgi Kapłańskiej 24,19. Jezus idzie nieporównanie dalej niż Stary Testament, który i tak stanowił tutaj w ówczesnym prawodawstwie postęp, bo regulował sprawę odwetu. Poznanianka tłumaczy, że „wzmianka o prawym policzku nawiązuje do policzkowania wierzchem dłoni, rozpowszechnionego u Żydów. Takie uderzenie uchodziło za cięższą zniewagę aniżeli uderzenie otwartą dłonią”. Gdzieś wyczytałem dodatkowe wyjaśnienie, że wierzchem dłoni bito w policzek prawy, a nie lewy, bo to łatwiejsze technicznie. Język Jezusa jest tutaj oczywiście proroczy, czyli przesadny (tak jak to jest i z owym cudzołożeniem samym wzrokiem).

Komentarz melancholijny: ale jak ustępować każdemu, żeby nie być w ten sposób swoistym oportunistą (także politycznym) albo też ciamajdą, czterema literami, by rzec mniej elegancko. Sprawa ma zresztą aspekt pedagogiczny: choćby w przypadku żebraków, którzy jeśli nie chcą datku wyłącznie na piwo, to w każdym razie wspieranie ich w ten sposób to utwierdzanie ich w formie zarobkowania (nieraz całkiem intratnej) na pewno nie najwłaściwszej. A zarazem może niektórzy rzeczywiście inaczej nie poradzą sobie z życiem? Którzy? Jak ich rozpoznać? Między szczodrobliwością nieroztropną a zwykłym skąpstwem stoimy rozdarci razy bardzo wiele.

Lektura inspirowana kalendarzem, ale i powyższą ewangelią. Ten pierwszy w Kościele rzymskokatolickim zaleca dzisiaj wspominanie św. Brata Alberta Chmielowskiego. Przeczytałem zatem kolejną sylwetkę w dwutomowym książkowym eseju Waltera Nigga, przetłumaczonym (bardzo dobrze przez Violettę Hoffmann-Zdrojewską) z niemieckiego pt. „ Księga pokutników” (PROMIC). Ów szwajcarski ewangelik reformowany niebojący się tematów hagiograficznych przedstawia polskiego świętego jak zawsze oryginalnie. Robi to w sposób nieco naiwny, idealizując ”słowiańską” religijność naszego narodu, ale wychwala Brata Alberta za zasady postępowania chyba nie przez wszystkich jego biografów doceniane, na przykład nienawracanie na siłę podopiecznych (zaniechanie modlitwy przy posiłkach). Twierdził bowiem: „My nie mamy nad nimi żadnej władzy i nie chcemy jej mieć, nie jesteśmy ich przełożonymi, ale towarzyszami. Nie mówimy kazań, nie narzucamy się z naszymi poglądami, jedynie żyjemy z nimi”. Brat Albert „z rozumiał przy tym coś, czego długo nie chcieli uznać chrześcijanie, a mianowicie, że jałmużna nie jest prawdziwą pomocą (…). To jedynie pomoc doraźna, środek wyłącznie uspokajający niepokój sumienia. I dlatego powtarzał, że działalność charytatywna nie zdoła rozwiązać tego problemu. Nie wystarczy nakarmić biedaka. Ważniejsze jest przywrócenie mu poczucia godności przez danie pracy Większość dzieł miłosierdzia uważał za oszustwa. (…) Daleki był również od tego, by ruchowi socjalistycznemu przeciwstawić ruch chrześcijańsko-społeczny, zwłaszcza że ten ostatni nie miał dostatecznie dużej siły przebicia.”

Przypomina mi się sztuka Karola Wojtyły o Bracie Albercie „Brat naszego Boga”, kończąca się komentarzem do szykującej się rewolucji: „Przecież wiecie, że gniew musi wybuchnąć. Zwłaszcza jak jest wielki. I potrwa, bo jest słuszny. Wiem jednak na pewno, że wybrałem większą wolność”. Taka opinia świadczy o politycznej mądrości może nie tyle samego Brata Alberta (choć czemu nie, Wojtyła wiedział o nim sporo i mógł nie mylić się wkładając mu w usta takie słowa), na pewno jednak przyszłego Jana Pawła II, któremu znajomość komunizmu nie odebrała ostrej wrażliwości społecznej. Franciszek jest jego duchowym synem.

A związek lektury książki Nigga z dzisiejszą biblijną? „Daj temu, kto cię prosi”. Byleby bez cienia wyższości, co obecny papież lubi akcentować.

Teraz lektura o Franciszku: nowy numer dziś już kwartalnika (koszta!) „Więź”. Ks. Andrzej Draguła porównuje papieża z Argentyny z jego poprzednikiem. Wyważa, broni się przed akcentowaniem różnic, ale je rysuje. Polegają one jego zdaniem na tym, że „ Benedykt podkreślał dramatyzm ewangelizacji, Franciszek wydaje się nastawiony bardziej optymistycznie”. „Z homilii inaugurującej pontyfikat papieża Benedykta XVI pozostał w mojej pamięci obraz sieci, którymi Kościół wyławia ludzi »z wód śmierci«. Dominującym obrazem w homilii papieża Franciszka na rozpoczęcie jego posługi Piotrowej była postać św. Józefa, który otwiera ramiona w geście wyrażającym troskę.” Draguła pokazuje tę różnicę na przykładzie pojmowania liturgii. Według Ratzingera nastawienie jej na misję, nawracanie ludzi jest wątpliwe. Liturgia jest dla Boga, dla Jego uwielbienia, nie wyłącznie dla ludzi. Nie jest podporządkowana misjonarskiemu budzeniu wiary. Stąd bogate szaty liturgiczne, które -przypominam – Franciszek nazwał kiedyś uprzejmie „ szmatkami”. Ten papież rozumie, że liturgia jest czymś innym niż wszystko to, co spotykamy na co dzień, ale uważa, że tę inność należy raczej niwelować na tyle, na ile się da, niż ją podkreślać i wzmacniać. Myślę, że koncepcja Benedykta jest bliska prawosławnej, Franciszkowa raczej ewangelickiej. Ks. Draguła zacytował list Franciszka do biskupów Argentyny z 25 marca br.: „Kościół, który nie wychodzi na zewnątrz, wcześniej czy później zaczyna chorować z powodu zaduchu, jaki panuje w zamkniętym pomieszczeniu. Jest faktem, że także Kościołowi, który wychodzi na zewnątrz, może przytrafić się jakiś wypadek, tak jak każdej osobie wychodzącej na ulicę. Wobec tej alternatywy – powiem wprost – tysiąc razy wolę Kościół po wypadku niż Kościół chory.” A to wychodzenie na zewnątrz to pewnie w myśli Franciszka nie tylko troska o dusze ludzi „ z peryferii” w ogóle, ale i sposób trafiania do nich: przez dialog, a nie pobożne pyskówki.

W tejże „Więzi” ks. Kasper Kaproń powiada, że „ pełne prostoty gesty Franciszka, które tak zachwyciły Europejczyków, nie były jednak nadzwyczajnym w kulturze latynoskiej – także w przypadku księży czy biskupów z tego regionu świata”. Tyle, że Europa dzisiaj rozmaita: na przykład Francja i Polska mają całkiem inny styl eklezjalny. Chodzi o skromność budowli, ubioru, zachowania… No i właśnie o dialog.

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s