Ewangelia Mateusza 23,11
„A największy z was niech będzie sługą waszym.”
Papież nazywa się sługą sług Bożych. Powoli to określenie przestaje być pustosłowiem.
Mało kto pamięta, że papież Paweł VI błysnął pokorą niesamowitą. Przyjechał do niego jeszcze nie sam patriarcha Konstantynopola, tylko jego przedstawiciel, metropolita Meliton (poźniejszy patriarcha Dimitrios I), i biskup Rzymu, przed którym klękają kardynałowie, padł mu do stóp. Zapomniany gest niesłychany, przepraszający potężnie za wszystko złe, które chrześcijański Zachód uczynił Wschodowi. Wydarzenie, prawdę mówiąc, większe nawet niż tamte wspaniałe gesty Jana Pawła II.
A teraz ta abdykacja. W piśmie archidiecezji fryburskiej (tej z Fryburgiem niemieckim, nie szwajcarskim) „Konradsblatt” taki rysunek: fotel papieski pusty, Benedykt XVI właśnie wstał i oddala się pochylony wiekiem, na ścianie krzyż, z którego Chrystus mówi: „Już wszystko w porządku, dziękuję ci”, a podpis pod obrazkiem: „Sługa odchodzi”.