Księga Jonasza 3,1-10
Ewangelia Łukasza 11,29-32
Mamy dzisiaj do refleksji fragment uroczej noweli biblijnej, swoistej tamtejszej beletrystyki (bo to raczej nie kronika przecież). Jonasz idzie w końcu do Niniwy, choć uciekał od tego zadania na kraj świata, bo brzydził się owych pogan potwornie. Straszy groźnie, że ”jeszcze 40 dni, a Niniwa będzie zburzona”, jeśli się nie nawróci. Sprawa dochodzi do jej króla, który przejmuje się bardzo, obleka się w wór, siada na popiele, oraz zarządza ostrą pokutę całej ludności (łącznie z bydłem!): post nawet od wody, modlitwa o przebaczenie i zmiana moralnego postępowania. Poskutkowało, Bóg przebaczył, nie ukarał. Jonasz się zmartwił tym miłosierdziem dla paskudników, ale to już do czytania nie na dzisiaj.
Jezus daje Niniwitów za przykład swoim rodakom. Przy czym znakiem Jonasza nie jest tutaj jego pobyt w brzuchu wielkiej ryby, jak u mamy u Mateusza. Czytelnicy ewangelii Łukasza nie znają tak dobrze Biblii, znakiem tego proroka jest w tym tekście dla Hellenów sama jego działalność prorocza: ”Ludzie z Niniwy powstaną przeciw temu plemieniu i potępią je, ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili, a oto jest coś więcej niż Jonasz” . Słowa po proroczemu przekonujące: poganie osądzają prawowiernych! Podstawmy się zamiast tamtejszej elity żydowskiej: nie żeby Jezusa znienawidzić jak ona, ale aby Go posłuchać skutecznie.
Lektura: w poniedziałkowej „Gazecie” komentarz Jacka Żakowskiego z ciekawą myślą. Taką, że dwaj ostatni papieże posunęli naprzód refleksję ich Kościoła na temat czegoś, co się nazywa jakością życia. Benedykt XVI przez to, że abdykował, czyli pokazał, że „praca, a nawet służba innym lub najwyżej cenionym ideom nie jest jedyną formą sensownego istnienia. Że człowiek nie jest maszyną, która ma się kręcić, aż się kompletnie zużyje”. Otóż coś w tym jest, ale nie było to głównym motywem decyzji BXVI. Powiedział przecież wyraźnie, że po prostu nie da rady, nie nadaje się już, że rządzenie obecnym Kościołem katolickim przekracza jego fizyczne i psychiczne możliwości. To trochę co innego niż w pełni słuszna chęć odpoczynku.
Moje wątpliwości budzi też teza Żakowskiego co do Jana Pawła II. Że przez swoją chęć szybszego odejścia na tamten świat, uniknięcia cierpienia stworzył faktycznie jakąś furtkę w doktrynie – ”od aborcji (przynajmniej w jakichś okolicznościach) po wartość związków homoseksualnych”. Związek zagadnień jest tu jednak nieco wątpliwy. W każdym razie mój Kościół odróżnia intensywną terapię od eutanazji. Akceptuje pierwszą jako możliwość naturalnego dojścia do bliskiego i nieuchronnego końca, odrzuca natomiast drugą jako przerwanie życia bardzo trudnego, ale dalekiego od finału. Różnica jest cienka, ale nie wydaje mi się tylko ilościowa. Problem jakości życia w ogóle istnieje, jakichś etycznych granic samozaparcia, ale owa furtka doktrynalna widzi mi się znikoma. Może jednak się czepiam.
Kościół w sytuacji wielkiej abdykacji… Polecam nowy ”Tygodnik Powszechny”, szczególnie artykuł Józefa Majewskiego, autora równie śmiałego w krytyce, jak kompetentnego w informacji (znów rym). Tam teza, że Benedykt był mniej nowatorski (czy raczej wcale) niż Jan Paweł II; tak też twierdził Dominik Zdort w ostatnim ”Plusie Minusie”, tyle że on woli BXVI. Też szaro (purpurowo) gęsienie się Kurii Rzymskiej, konieczność decentralizacji i większej powszechności kościelnego kierownictwa: europeizacja tej władzy wciąż wielka, Kościoły na innych kontynentach traktowane jak dzieci. Potrzeba nowego soboru, czyli – to już moje uzasadnienie – posłuchania głosu biskupów bez purpury, zatem może odważniejszych.
Kogo wybiorą kardynałowie mianowani przez dwóch ostatnich papieży (gdy Jan Paweł ulegał drugiemu albo w ogóle Kurii), zatem raczej zachowawczy? Przydałby się ktoś otwarty myślowo, a zarazem twardy w działaniu, niedający się wodzić za nos urzędnikom? Ravasi wygląda na człowieka, który nie boi się laickiego świata, ale czy umie rządzić?