Niedziela jest dla człowieka…

Księga Rodzaju 2,2-3
„A gdy Bóg ukończył w dniu szóstym swe dzieło, nad którym pracował, odpoczął dnia siódmego po całym swym trudzie, jaki podjął. Wtedy pobłogosławił ów siódmy dzień i uczynił go świętym, w tym bowiem dniu odpoczął po całej swej pracy, którą wykonał stwarzając.”

Odpoczynek jest równie konieczny jak praca, oczywiście taka, która rozwija, nie zabija. Szabat kojarzy się z rytualną „piłą”, tysiącem absurdalnych nakazów i zakazów, ale trzeba nań spojrzeć raczej jako na święto, czyli radość już jakby nieziemską. Tak samo jest z niedzielą. Pracocholik (raczej chyba „ergoholik”) jest po prostu niemądry, jeśli nawet nie jest w swoim wariactwie mało pobożny. Tyle tylko, że dorosłym ludziom nie należy prawie nic regulować na siłę. Niedziela jest dla człowieka, nie człowiek dla niedzieli. A jeżeli już, to walczmy z supermarketami pod hasłem obrony pracowników i niech to robią przede wszystkim związki zawodowe, nie Kościoły. Żeby nie mówiono, że te drugie robią o tę wolną niedzielę szum tylko po to, żeby swoich wiernych jeszcze mocniej pocisnąć.

Lektury: „Więź” nr 1 (651). Nowy zeszyt warszawskiego miesięcznika jest sam przez się dobrą nowiną: pismo ocalało z kryzysu periodyków „ papierowych”! Co prawda, stało się kwartalnikiem, lepszy jednak rydz niż nic, przedtem już zresztą wychodziło osiem razy w roku, a teraz spotężniało jakoś. Zeszyt znacznie grubszy, a w nim treści sporo.

Każdy ma swojego konika, moim jest po staremu JP II. Cezary Gawryś wpadł na świetny pomysł, żeby przepytywać o papieża byłego ambasadora Polski przy Stolicy Apostolskiej, Stefana Frankiewicza. Rozmowa wydała mi się dla katolików polskich wzorcowa. Mądrze unika obu skrajności: papofobii i papolatrii. Tej drugiej również, a jakże.

Obaj byli naczelni „Więzi” krytykują mocno watykańską deklarację „Dominus Iesus”. Dokument dotyczył tak innych religii, z tezą akcentującą wyższość Jezusa nad innymi wielkimi postaciami religijnymi, ale i, co gorsza, innych wyznań chrześcijańskich: odmówił protestantom prawa do nazywania swych wspólnot Kościołami. Tekst podpisał, co prawda, nie sam Jan Paweł II, tylko kardynał Ratzinger, ale papież go formalnie zatwierdził. „W ięziowi” rozmówcy nie mogą pojąć, czemu Papież nie powstrzymał swego, jak by nie było, podwładnego. Wziął go zresztą potem w obronę twierdząc, że ta sama pasja ekumeniczna znajduje się u podstaw jego własnej o wiele sympatyczniejszej encykliki „ Un unum sint” i tamtej Ratzingerowej deklaracji.

Co do mnie, sądzę, że nic w tym dziwnego. Jan Paweł II oczywiście nieomylny nie był, poza tym w teologii nie czuł się w gruncie rzeczy najmocniej (sam był raczej filozofem) i polegał na Ratzingerze, a w ogóle awangardowy był nie tyle myślowo, ile duchowo. Nie tyle w poglądach, ile w gestach. Frankiewicz z Gawrysiem oczywiście owe gesty doceniają, jak też tak liczne słowne a mocne prośby o przebaczenie. Papofobami naturalnie nie są.

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s