List do Hebrajczyków 13,20-21
„Bóg zaś pokoju, który na mocy krwi przymierza wiecznego wywiódł z pomiędzy zmarłych Wielkiego Pasterza owiec, Pana naszego Jezusa, niech was uzdolni do wszelkiego dobra, byście czynili Jego wolę, sprawując w was, co miłe jest w oczach Jego, przez Jezusa Chrystusa, któremu chwała na wieki wieków, amen.”
Do zawiłych słów listu będącego raczej traktatem watykański liturgista dopasował na dzisiaj poetycki obraz sławnego Psalmu 23: „Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego”. A także fragment ewangelii Marka 6,30-34, w którym Jezus lituje się nad tłumem słuchaczy i zaczyna ich nauczać. Jak to czyni?
Znane jest tutaj przeciwstawienie pasterza pastuchowi: różnica polega oczywiście na sposobie traktowania owiec. Czy jak stado baranów, czyli głupków, co gorsza, nieznośnych, nieposłusznych, skaczących wciąż do boju z potężnymi rogami, czy też osobników będących osobami, czyli mającymi swój rozum i poczucie własnej godności. Każdej społeczności grozi pastuchowanie, kościelnej też, szczególnie że jej zwierzchnicy mają legitymację władzy religijną, więc szczególnie autorytatywną duchowo. Chrześcijaństwo jednak wyobraża sobie swojego Arcypasterza jako złączonego z owcami więzią przelanej krwi: jesteśmy Chrystusowymi krewniakami. Co więcej, Chrystus dał nam przykład uniżenia niesłychanego: Jego wielkość polega na tym, że stał się najmniejszy. Mamy też uniżać się, co nie znaczy jednak, że nie podnosić głosu, gdy widzimy, że dzieje się źle. W końca „arcyteologiem” chrześcijaństwa był Paweł z Tarsu, który cichutki jako żywo nie był.