Ewangelia Marka 1,40-45
Uzdrowienie trędowatego, zakaz rozgłaszania tego cudu, bezskuteczny: nie pomaga nawet schronienie się Jezusa na odludziu, w miejscach trudno dostępnych, bo i tak przychodzą tam ludzie szukający ratunku. Na początku swojej ewangelii Marek szczególnie mocno akcentuje ów nakaz dyskrecji. Żądza sławy była Jezusowi obca absolutnie, choć przecież to uczucie tak bardzo ludzkie. Każdy z nas chce być jakoś zauważony, choć jedni chcą być aktorami, inni raczej reżyserami. Potrzebujemy poczucia własnej wartości, stale jakoś zakłócanego. Wielkość duchowa polega na obróceniu się całkiem na zewnątrz siebie, tak by ważna była wyłącznie misja. Ale On znał też wszystkie niebezpieczeństwa swojej misji, co Mu kazało być ostrożnym: groziło, że ogłoszą Go mesjaszem politycznym, narodowym wyzwolicielem. Co zresztą w końcu się stało: witano Go w Jerozolimie triumfalnie jako kogoś takiego.
Dziś w Polsce, we Włoszech, w Austrii, w Holandii i Szwajcarii Dzień Judaizmu. Czy mesjasz żydowski jest polityczny? W każdym razie nie jest wąsko narodowy, jest kimś, kto zmieni cały ludzki świat. Chrześcijanie rozumieją natomiast Jego misję tylko jako swoisty zaczyn, który dokona ostatecznej przemiany dopiero u kresu dziejów. Przypominam anegdotę wizjonerską na ów eschatologiczny temat: ktoś zapyta Chrystusa, które to Jego przyjście, a On odpowie po angielsku: – No comment. Są sprawy póki co niepojęte.