Ewangelia Mateusza 5,10
„Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.”
Czyta się ten wers „dekalogu Nowego Testamentu” w dzisiejszą uroczystość Wszystkich Świętych: czyli poniekąd święci są wszyscy, nieraz całkiem niechrześcijańscy bojownicy o sprawiedliwość społeczną. Tacy, którym nie jest wszystko jedno, tacy, co własne szczęście poświęcają dla publicznego. Aby tylko walczyli o ową sprawiedliwość wyłącznie siłą samej prawdy. To warunek spełniany nieczęsto.
Ale w ogóle to kto jest święty? „Heroiczność cnót” – kryterium watykańskie nie za bardzo oczywiste. Bo przecież nawet Jan XXIII, nie mówiąc o Piusach IX i X, błyszczał zwyczajną, raczej właśnie nadzwyczajną dobrocią – czy była to jednak aż dobroć heroiczna? Można by przecież powiedzieć, że miał ową dobroduszność niebywałą w genach, czyli nie musiał się bardzo napracować nad sobą, aby być taki. Chyba jednak wydziwiam. Bo gdy się tak rozumuje, różnica między Stalinem i świętym Franciszkiem staje się bliska zeru.