Ewangelia Łukasza 12,51-53
„Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: twoje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej.”
Złośliwiec antychrześcijański (takich nie brak – każdy wie) ucieszy się: oto jaka była „pokojowość” Jezusa; albo oto oczywiste sprzeczności w przekazie Jego nauczania. A tym czasem Chrystus przepowiada jedynie nieuniknione skutki Jego nauki. Nie wszyscy zdołają ją pojąć i przyjąć, bo przecież była rewolucyjna. Nie tak jeszcze jak teologia Pawłowa, która zakwestionowała wręcz obrzezanie, ale wystarczyło pokazanie że Samarytanin bywa bardziej wdzięczny niż Żyd albo że jest bardziej spolegliwym opiekunem.
Konflikty synowej z teściową to samo życie, zięcia z teściową również. Jest na ten drugi temat sporo anegdot, jedna nawet biblistyczna: – Czemu św. Piotr zaparł się Jezusa? Bo mu uzdrowił teściową…
Anegdoty są mądrością narodów, to aksjomat. W szczególności szmoncesy są mądrością Ludu Wybranego. Wydawnictwo Księży Marianów PROMIC wydało ślicznie i bardzo inteligentnie dwa tomiki tychże. Jeden zwie się „Śmiech po żydowsku od a do z”, drugi – „O rabinach, oszustach i żebrakach”, a autor obu książeczek nazywa się Daniel Lifschitz, tłumaczki z włoskiego – Barbara Durbajło i Anna Kowalewska, a fajne ilustracje na okładce są dziełem Hanny Woźnicy-Gierlasińskiej.
Będę tu przepisywał codziennie niektóre anegdoty, dzisiaj będzie jednak nie o teściu i zięciu, tylko taka o wiele bardziej teologiczna: o życiu pozagrobowym (Zaduszki za pasem). „Kiedy była mowa o Mesjaszu, pewien ateusz wykrzyknął: – Mesjasz! Niech nas Bóg przed nim broni! Poproszony o wyjaśnienie, powiedział: – Kiedy przyjdzie Mesjasz, zmartwychwstaną ci wszyscy, którzy już pomarli. Zmartwychwstaną moi dziadkowie, pradziadkowie i wszyscy moi przodkowie. I gdzie ja ich wszystkich pomieszczę?” To mi przypomina moją własną refleksję na temat tego, czy w zadumie nad naszym losem pośmiertnym najważniejsza jest smoleńska sprawa identyczności naszych szczątków pośmiertnych w grobie. Przecież i tak nie zmartwychwstaniemy z tej właśnie cząstki materii Ziemi, a w ogóle będzie to materia inna, z ”nowego nieba i nowej ziemi” .
Aha, i anegdota chrześcijańska, rzymskokatolicka wręcz, bo pochodząca z Zakładu dla Niewidomych w Laskach (cytowałem ją już w „Gazecie Wyborczej”). Oto ona. Prymas Wyszyński przyjeżdżał (oczywiście rzekomo) tam na tenisa. Zawsze zabierał ze sobą jakiegoś kleryka, bo trudno grać w tę grę z samym sobą, i zawsze był to sportowiec mniejszej klasy niż on sam. Ale raz zdarzyło się coś odwrotnego. Zaskoczony tym Prymas, ile razy spudłował, przeklinał: „O k…, chybiłem”. Kleryk czerwieniał ze wstydu, za trzecim razem pomodlił się o interwencję z Góry. I nastąpiła: spadł piorun i zabił…. kleryka. Ale odezwał się głos Stamtąd: „O k…, chybiłem!”