Wpis na poniedziałek 23 kwietnia 2012
Ewangelia Jana 12, 24
„Jeżeli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity”.
Zostanie tylko samo: nie chodzi tu o samotność, tylko bezpłodność. przyszło mi jednak do głowy, że można by napisać coś, co skądinąd jest oczywiście w duchu Ewangelii. Że egoista bywa coraz bardziej samotny, a na starość izolacja od bliźnich męczy nieraz jeszcze mniej niż to było w młodości. Ślepota, głuchota to pół biedy, najgorszy jest głuchy czy raczej niemy telefon. Jedni przyjaciele umierają, inni jednak przestają się odzywać jeszcze na tym świecie. Komentarz do aktualności. Icek uciekł kiedyś za granicę, spotkał tam Moszka. – No i jak tam w tym komunizmie: nie ma co jeść? – Nie można narzekać! – Mieszkania drogie potwornie? – Nie można narzekać. – Samochody? Nie można narzekać? – To po cholerę uciekłeś? – Bo tu u was można narzekać.
Oj, można, można teraz także w Polsce. Można modlić się nawet w niezwykłym kościele sióstr wizytek nie mówiąc o innych: ”Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie”. Albo ogłaszać straszliwy brak wolności religijnej, bo Telewizja Trwam nie dostała, czego jej się znowu zachciało. Można robić z premiera i prezydenta zbrodniarzy przy nieugiętym milczeniu Episkopatu. Można wszystko.
Icek mógł się nie śpieszyć, doczekać się wraz ze mną szczerozłotej wolności.
Lektury: Andreas Englisch: „Uzdrowiciel Jan Paweł II”, tłumaczyła (świetnie) Paulina Filippi-Lechowska, WAM. Tytuł niemiecki jest jeszcze mocniejszy: „Der Wunderpapst”, czyli jakby „Papież cudotwórca”.
Rzecz czyta się jak kryminał, ale akcja jest potężnie apologetyczna: papież czynił cuda. Autorowi łatwiej uwierzyć nie tylko dlatego, że czaruje nas wartką i barwną narracją. Sama eklezjalna instytucja bynajmniej go nie zachwyca. Duchowni zapełniający książkę wydają mu się mało sympatyczni. Sam papież początkowo też: ot, ultrakonserwatysta i tyle. Jako niezmordowany towarzysz jego podróży, obserwujący go z bliska tyle razy, jest nim jednak coraz bardziej zafascynowany. Tym, że żenował go zwyczaj klękania i całowania go w rękę, że nie cierpiał luksusu, że każdy spotkany człowiek był dlań najważniejszy, że wręcz tonął w modlitwie. Nic to zresztą dziwnego, tym zadziwiał wszystkich, co go znali. Dziennikarza niemieckiego naszła jednak pasja niesamowita: weryfikować plotki na temat cudów, które Jan Paweł II czynił już za życia. Autor niezmordowanie poszukuje świadka podobnych wydarzeń. Cudu eucharystycznego: pewnej Koreance podana przez papieża hostia zamienia się w ustach w kawałeczek ludzkiego ciała. Uzdrowień: i to ludzi, do których papież zmierza wiedziony jakąś nieziemską siłą.
W przeciwieństwie do Englischa nie musiałem się nigdy przekonywać do wiary chrześcijańskiej. Nie są mi do tego potrzebne cuda. Może raczej przeszkadzają: cuda, cudeńka… Sprzeczność z naturą? Ale co my o niej wiemy? Właściwie coraz mniej. Nawet i z samej książki Englischa dowiadujemy się, że niezwykłych uzdrowień jest o wiele więcej niż te, które służą wynoszeniu na ołtarze. Tylko tyle, że tam mamy tak zwany „kontekst religijny”: świadectwo, że ktoś się modlił o to do „obiektu”, beatyfikacji czy kanonizacji. Czyż jednak nie są bardziej oczywiste właśnie cuda zdziałane znacznie wyraźniej z pomocą samego świętego już za jego ziemskiego życia?
Gdyby jednak miały służyć ”sanktyfikacji” papieża, to byłaby z nim najcięższa sprawa. Bo on kazał je chować pod korcem żelaznym. To właśnie czyni książkę swoiście sensacyjną: autor docierał do prawdy z najwyższym trudem. Musiał przysięgać, że ujawni fakty dopiero, gdy cudotwórca umrze.
Taki już był ten JP II.