Psalm 4,2
„Kiedy Cię wzywam, odpowiedz mi, Boże,
który wymierzasz mi sprawiedliwość.
Tyś mnie wydźwignął z utrapienia,
zmiłuj się nade mną i wysłuchaj moją modlitwę.”
Dźwigasz mnie, Boże, od przeszło pół wieku, dając mi stale sensownych księży, ukazujących mi zawsze dobrą, jasną, pociągającą twarz Kościoła. Świecą mi podobnie środowiska w rodzaju mojej od początku „Więzi”, również „Znaku”, „Tygodnika Powszechnego”, „Przeglądu Powszechnego”, „Listu”, „W drodze”, KIK-u warszawskiego i wielu innych. Zmiłuj się jednak nie tylko nade mną, także nad tyloma innymi katolikami polskimi, skazanymi praktycznie na swego proboszcza, który nic nie czyta, a słucha nie tego, co trzeba, i swoim owieczkom robi wodę z mózgu albo wystrasza ich z Kościoła skuteczniej niż jakikolwiek mason. Czemu tak jest, czy tak być musi? Boże, wysłuchaj tę modlitwę moją.
Ale oprócz tamtych tak mądrych środowisk jest jeszcze na szczęście zakon dominikański i wielu tam duchownych przemądrych. W najnowszym krakowskim „Liście”, poświęconym problemowi władzy w Kościele, mój znakomity przyjaciel, dominikanin, doktor historii Józef Puciłowski, tak o historii Kościoła napisał był:
”Religia była instrumentem władzy, gdy hołdowano zasadzie cuius regio, eius religio (czyje państwo, tego religia), by nie rzec: religio glebae (religia do ziemi przypisana). Sposób wyznawania wiary w Boga, Ojca wszystkich, utożsamiany był wtedy z jednym narodem, oczywiście lepszym niż inne. Tak było, by nie sięgać daleko, z państwem krzyżackim. Powstało stworzone przez katolicki zakon, ale w XVI w., wraz z przejściem wielkiego mistrza zakonu Albrechta Hohenzollerna na luteranizm, stało się protestanckie. Wszyscy mieszkańcy musieli zmienić wyznanie. W Polsce echa tej zasady słychać było jeszcze całkiem niedawno. Członkowie Obozu Narodowo-Radykalnego „Falanga”, którego przywódcą był Bolesław Piasecki (po II wojnie światowej twórca Stowarzyszenia PAX i członek Rady Państwa w PRL), w latach 30. ubiegłego wieku twierdzili, że obywatelem RP może być tylko Polak katolik!
Szczególnym przykładem państwa, w którym religia łączyła się ze sprawowaną władzą, było Państwo Kościelne. Czasem mam wrażenie, że i dziś niektórzy katolicy w Polsce chętnie zaprowadziliby w naszym kraju porządek tegoż państwa z czasów papieża Leona XII (1823-1829). Za jego czasów mieszkańcy tejże monarchii, «poddani ścisłej inwigilacji policyjnej, mogli opuszczać dom tylko w określonych godzinach, co czternaście dni musieli meldować się na policji, co cztery tygodnie odbywać spowiedź, z czego musieli legitymować się kartką policyjną; każdego roku musieli odbywać trzydniowe rekolekcje w wybranym klasztorze. Za niedopełnienie tych powinności szło się na trzy lata ciężkich robót» (cytuję ks. Zygmunta Zielińskiego). Grzegorz XVI podtrzymywał policyjny charakter państwa, w którym nikt nie miał żadnych praw. Było to oczywiście jawne nadużycie władzy, wszak Państwo Kościelne kojarzyło się ludziom niemal z Państwem Bożym, bo rządy sprawował Ojciec Święty i kardynałowie. Jaka była jednak różnica między znanym z historii Polski carskim samodzierżawiem a systemem władzy Państwa Kościelnego? Żadna. Tu i tu panował absolutyzm, a interes władcy był interesem państwa. Tyle, że w tym drugim przypadku odbywało się to ze szkodą dla chrześcijaństwa, bo ze swej natury władza w państwie kościelnym powinna być władzą miłości. (…).
Nadużycia w Państwie Kościelnym, które zajmowało znaczną część Półwyspu Apenińskiego, z czasem – raczej krótszym, niż zdawało się to współczesnym – doprowadziły do powstania ruchów antypapieskich, antykościelnych i antychrześcijańskich. Włoski ruch zjednoczeniowy zyskał na sile w okresie Wiosny Ludów. W odpowiedzi Pius IX starał się początkowo robić wszystko, by zneutralizować antykościelne ostrze ruchu (mianował świeckiego premiera Państwa Kościelnego, nadał państwu nową konstytucję, odsuwając część kardynałów od władzy), ale z czasem stawał się coraz bardziej zachowawczy. Państwo Kościelne ostatecznie zlikwidowano, co było rzekomo wielkim ciosem dla papiestwa. Niezależność i silną pozycję papieża w świecie utożsamiano bowiem z posiadaniem państwa. Takie były wtedy realia. (…)
Wiele się zmieniło od czasów Leona XII. Nie ma już Państwa Kościelnego pokaźnego obszarem, ale z opinią papieży liczą się politycy na całym świecie, a sam Kościół stał się wielkim obrońcą praw człowieka.”
Święte słowa uczonej Jegomości!