Ewangelia Mateusza 26,14-27,66
Opowieść o męce i śmierci Jezusa z tej ewangelii (w Wielki Piątek będzie z Janowej). Spraw do skomentowania co nie miara, postanowiłem zamyślić się nad sceną w Ogrodzie Oliwnym zwanym u nas Ogrójcem, nad tym, co się stało na terenie zwanym u Mateusza i Marka ”Getsemani”. U Mateusza i Marka opowieść jest dłuższa, u Łukasza krótsza, Jan w ogóle wydarzenie pomija.
Niedawno przeczytałem gdzieś pytanie, skąd ewangeliści wiedzieli, co przeżywał wtedy Jezus, jeżeli – jak zgodnie twierdzą – uczniowie, których wziął ze sobą, nie byli z Nim ani fizycznie (na odległość rzutu kamieniem – precyzuje Łukasz), ani psychicznie, bo przecież spali. Pytałem trochę biblistów i myślę teraz, że jest to jedno z tych miejsc w ewangeliach, gdzie ”tkanka” faktograficzna, historyczna została rozwinięta literacko czy raczej teologicznie przez autorów, których Duch Święty zgoła nie zaniedbywał. Mateusz i Marek informują tylko o fakcie podstawowym, że oddalając się, powiedział uczniom: „Smutna jest dusza moja aż do śmierci”, czyli że nie ukrył przed nimi stanu swego ducha. Potem już im się jednak pewnie nie zwierzał. My zaś uwierzmy wreszcie w to, co w tej ogrójcowej opowieści najważniejsze: że był w pełni człowiekiem, że bał się śmierci i przewidywał, iż będzie straszna – ale wiedział również, że nie powinien się bronić, choć miał siłę nadludzką. Że ma dać przykład, jak zwyciężać zło wyłącznie dobrem. I że dobrze byłoby, abyśmy naśladowali Go choćby cokolwiek.