Księga Ezechiela 37,22
„I uczynię ich jednym ludem w kraju, na górach Izraela, i jeden król będzie nimi wszystkimi rządził, i już nie będę tworzyć dwóch narodów, i już nie będą podzieleni na dwa królestwa.”
Znów idę za homilijką Zbigniewa Nosowskiego w „Gościu Niedzielnym” i wybieram te właśnie słowa do skomentowania mego dzisiejszego. Jesteśmy, my, Polacy, jako ci Izraelici i trudno nam się nie kłócić. Tworzymy jakby dwa narody, skupione wokół dwóch partii politycznych. Co prawda, adherenci PO to w sporej mierze ci, co nie zachwycają się ową platformą (ktoś twierdził, że za duży tam dla niego przeciąg…), ale uważają, że niech będzie wszystko, byle nie PiS. Tak czy inaczej podział Polski jest ewidentny.
Ale mam pociechę historyczną. Przypominam, że dwudziestolecie międzywojenne zaczęło się od zamordowania prezydenta, a dziś nikt nie upiera się jednak, że Donald Tusk osobiście strącił TU 154 sowiecką rakietą. Potem był w II RP zamach majowy, czyli bitwa bardzo bratobójcza, a Jarosław Kaczyński jak dotąd uprawia tylko zamachy werbalne i mam nadzieję, że na nich skończy. Co prawda, podobnie jak Piłsudski, nie znosi Sikorskiego, ale to zbyt mała analogia, by obawiać się wojny domowej.
Tyle mego pocieszenia; jak ktoś ma lepsze, to proszę bardzo. Moje brzmi jednak czysto biblijnie: trzeba mieć nadzieję wbrew nadziei (Paweł z Tarsu, List do Rzymian).