Ewangelia Mateusza 23,9
„Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten, który jest w niebie.”
Między innymi w tym wersecie (jeszcze bardziej w Ewangelii Jana 17,11) jest biblijny powód do zakwestionowania papieskiego tytułu „Ojciec Święty” przez ewangelików i katolików bardziej wrażliwych na słowa Ewangelii. Można tutaj, co prawda, uważniej popatrzeć w kontekst, gdzie Jezus krytykuje nie tyle konkretne określenia, ile w ogóle wynoszenie się ponad zwykły lud uczonych w Piśmie i faryzeuszy. Kwestionowany jest także ”mistrz” i ”rabbi”. Niezgodna z Biblią widzi mi się w ogóle sakralizująca tytulatura kościelna katolicka i prawosławna, którą niestety zaraziliśmy protestujących przeciw niej ewangelików: nawet tam słychać już czasem o ekscelencjach i eminencjach…
A papież? Pamiętam niedokładnie fraszkę Kochanowskiego: „Świętym cię nie nazwę, ojcem się nie wstydzę, mój miły papieżu, gdy twe dzieci widzę”. Tytuł oczywiście niewłaściwy, choć dzisiejsi papieże zachowują celibat. Pasuje jednak przynajmniej do papieża, którego uważam za świętego i był naszym ojcem najtroskliwszym.
PS. Obejrzałem wczoraj wyrywkowo dyskusję „żydowską” u Lisa. Przyrównuję postawę obrońców Grossa do zachowania dobrego penitenta w konfesjonale: nie spowiada się z własnych grzechów z zastrzeżeniem, że bliźni są jeszcze gorsi. Cóż z tego, że na przykład Francuzi mają na sumieniu dużo więcej, o Niemcach nie wspominając?