Ewangelia Łukasza 18,8
„A Bóg czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”
To – jak zawsze, gdy nie podaję tłumacza – Tysiąclatka. U nas jest trochę inaczej: mamy sprawiedliwość zamiast obrony, bo rzecz jest wcześniej o sędzi, który uległ w końcu wdowie błagającej go o sprawiedliwość. Myśl jednak ta sama: Bóg jest naszym obrońcą niezawodnym.
Tekst niełatwy do skomentowania, gdy pomyśli się o tylu modlących się bez skutku. Problem odwieczny – odpowiedź jest tylko jedna: Bóg wie lepiej, jak rządzić naszym losem, broni nas pisząc prosto po liniach bardzo krzywych. Napisałem to już tu nieraz, powtarzam taką melancholijną odpowiedź na pytanie, które musi powracać.
Tutaj jednak mamy w ostatnim zdaniu jakby sugestię, że wysłuchanie naszej modlitwy zależy od naszej wiary. Można by zatem dopowiedzieć, że rzeczywiście bez wiary nasza modlitwa nieraz wydaje się próżna – bez wiary, że On wie lepiej. Tyle tylko, że w owym zdaniu mowa jest o naszej wierze nie teraz, gdy się modlimy, ale „gdy Syn Człowieczy przyjdzie”, na końcu świata. Dlatego też nieoceniona Poznanianka sugeruje, że owo zdanie – mimo łącznika ”jednak” – nie należy już do przypowieści i jej wyjaśnienia. Pisałem tu też parę razy, że szczególnie w tej ewangelii sporo jest takich niedoróbek redakcyjnych. Duch Święty nie redaktor! Jeżeli już, to naczelny, nie sekretarz redakcji.
PS. Chodzi taki dowcip: Chrystus nie może być królem Polski, bo został kiedyś skazany prawomocnym wyrokiem sądowym… A poważniej: w „Tygodniku Powszechnym” polemika Tadeusza Frankiewicza (nie mylić ze Stefanem, byłem ambasadorem przy Stolicy Apostolskiej i naczelnym ”Więzi”, człowiekiem zupełnie nie zwariowanym) z redaktorem „TP” Arturem Sporniakiem. Argumentacja Frankiewicza jest najpierw z autorytetów: tego najwyższego, bo przecież Jezus objawił taki pomysł Rozalii Celakównie, także kardynałów Sapiehy i Wojtyły, którzy też nie mieli wątpliwości. Dalej: jeśli Maryja jest królową, to On królem. Wreszcie jeśli kwestionuje się wizje Celakówny, to co z wizjami Faustyny itp., także przecież proroków biblijnych?
Sporniak tłumaczy spokojnie mniej więcej tak: Biblia zawiera Objawienie ostateczne, zwane publicznym, konieczne dla wiary, dalsze wizje to objawienia prywatne. nieobowiązujące, mogące zawierać błędy (owszem, np. św. Brygida widziała mistycznie wbrew Ewangelii, że Jezusa krzyżują Żydzi, nie Rzymianie). A poza tym jaką władzę miałby po intronizacji Chrystus? Tylko symboliczną, jak dzisiejsi monarchowie europejscy? Chyba nie chodzi pomysłodawcom o takie pomniejszenie Jego roli?
Ja dopowiadam: nawet i wizje biblijne rządzą się przecież zasadą, iż Pismo Święte jest dziełem zarazem boskim i ludzkim, jego nieomyślność nie dotyczy zgoła każdego detalu. Co zaś do królowania Chrystusa w III RP, to właśnie albo byłoby ono na wzór królowej angielskiej, albo w taki sposób, że Polacy mieliby Go szybko dosyć: postawiłby nam takie wymogi moralne, myślę w szczególności o charytatywnych, że hej… Szczególnie, że Frankiewicz sugeruje, iżby „oficjalna nazwa naszego kraju miała w sobie nawiązanie do królewskości Jezusa”. Rzeczpospolita Polska imienia Jezusa Chrystusa? Spadłby z nieba piorun niweczący bluźnierczą uzurpację!