Ewangelia Łukasza 11, 52
„Biada wam, znawcy Prawa, albowiem wzięliście klucz poznania, sami nie weszliście i wchodzącym zabraniacie”.
Ekumeniczny Przekład Przyjaciół. Zmieniliśmy tradycyjnych „uczonych w Piśmie” na wersję bardziej dosłowną. Tamci uczeni to zresztą nie pomysł Wujkowy, on ma „biegłych w Zakonie” – ilu z nas jeszcze pamięta, że zakon w on czas znaczył co innego niż dzisiaj. No i mamy jeden klucz, gdy Tysiąclatka – klucze. Nie wiem, czemu otwieracz techniczny Nieba nazywa się na ogół w liczbie mnogiej: może ślad przekonania, że Raj tylko dla elity, więc zamknięty na parę zamków? W Piśmie czytamy tu właśnie o paskudnej elitarności ówczesnych „naukowców”, co grzeszyli zamurowaniem Nieba. Przypomniała mi się taka informacja w prasie PRL: „Uczeni radzieccy spotkali się z naukowcami polskimi” – kudy nam było do nauki przodującej… Skądinąd jednak wiadomo, że współcześni Jezusowi intelektualiści żydowscy byli rozmaici, byli też nie naukowcy, tylko uczeni: ot, choćby ów mistrz Szawła z Tarsu Gamaliel, który zalecił kiedyś rozwagę w osądzaniu Apostołów.
Teologowie chrześcijańscy są też bardzo różni. Szczególnie na tak zwanym Zachodzie, gdzie po Vaticanum II mimo dzisiejszego przykręcania watykańskiego panuje znaczna swoboda myśli. U nas z tym znacznie gorzej, w ogóle nie błyszczymy od dawna wielką teologią, a już szczególnie teraz, gdy tradycjonalizm zaściankowy kwitnie. Na tym tle wyróżnia się między innymi Tadeusz Bartoś, były dominikanin. Wydał właśnie potężne dzieło pod tytułem „Koniec prawdy absolutnej” (W.A.B.). Na naszym podwórku wydaje się w swej krytyce Kościoła okropnie śmiały, ale wartość tej jego książki polega nie tyle na samej krytyce władzy, ile na oryginalnej interpretacji Tomasza z Akwinu. Nie jestem jednak filozofem, zwróciłem uwagę głównie na cenną myśl teologiczną i duszpasterską.
Z książki wynotowuję mianowicie taką opinię na temat obecności eucharystycznej, której pojmowanie potoczne krytyczne umysły przestrasza. „Gdy przyjrzymy się sporom wokół Eucharystii w kontekście wystąpienia Marcina Lutra, widzimy, jak niewiele już zostaje poza racjonalistycznym dyskursem chroniącym realność obecności eucharystycznej. Ginie wymiar symboliczny, język mythosu zastąpiony zostaje technicznym językiem nowożytnej scholastyki. W ten sposób, mimo poprawności słów, wymowa dogmatu zostaje zniekształcona. Katolickie wystąpienie przeciwko formułom głoszącym obecność symboliczną gubi wymiar symboliczny, o jaki zabiegał Ricoeur. Oddziaływanie znaku przestaje mieć charakter całościowy, a staje się techniczne. Rozwój techniki, manipulacyjne podejście do świata przeniknęły do religii, która niepostrzeżenie okazała się systemem operacji, domeną technik oderwanych od wymiaru mistycznego.
Nacisk na realność eucharystyczną, modelowaną w nowożytności ideą cielesności, sprawia, że teologia w nowożytności doprowadziła do nieortodoksyjnego jej rozumienia, zgodnie z którym masy chrześcijańskie przekonane są, że w postaciach eucharystycznych obecność Chrystusa ma charakter fizyczny, czasoprzestrzenny. Także nabożeństwu eucharystyczne, odcinające się od liturgii mszy świętej, autonomizują poza nią obecność postaci eucharystycznej. Adoracja, procesje – wszystkie te rytuały ugruntowują nieortodoksyjne rozumienie, które stało się immanentne. Zgodnie z nim lud, a także duchowieństwo są przekonani, że mamy do czynienia z obecnością czasoprzestrzenią (localiter), a nie sakramentalną (sicut in sacramento), choć teologia Tomasza z Akwinu, uznana za wzorcową, mówi – przeciwnie – o obecności symbolicznej (sacramentum rozumiane jako znak, symbol), a nie fizycznej (non sicut in loco). 6. III Pars, q. 75, a. l, ad 3: „Ciało Chrystusa nie jest obecne sakramencie w taki sposób, jak obecne jest ciało w jakimś miejscu, gdzie jest ono swymi wymiarami ograniczone w jakiś sposób przez miejsce, lecz [obecne jest] w pewien szczególny sposób, właściwy temu sakramentowi.”
W taką wersję doktryny, wolną od wulgarnego materializmu wyobrażeń, o wiele łatwiej uwierzyć. Brawo Bartoś!