Ewangelia Łukasza 11,46
„I wam, uczonym w Prawie, biada, biada. Bo wkładacie na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami jednym palcem ciężarów tych nie dotykacie.”
Nie będzie krytycznie – raczej lirycznie. W radiu wciąż Chopin, czyli muzyka, która siedzi we mnie głęboko, od głębokiego dzieciństwa słyszałem ją, bo mój ojciec był pianistą amatorem. Za oknem jest też jakoś poetycznie, bo nad „małymi Łazienkami”, czyli parkiem sieleckim, na tle ciemnych chmur lecą tanecznym ruchem ogromne stada gawronów. „Oszalałych ptaków czarny wiatr” Okudżawy? Nie, nie tak ponuro, trochę jednak czarno.
No i właśnie czarno w Ewangelii. Bo uczeni w Prawie, czyli mówiąc tradycyjnie, w Piśmie, to przecież kler… Nakrytykowałem się go od młodości. Nade wszystko w Roku Pańskim chyba 1965, przed encykliką „Humanae vitae” (1968) artykułem w „Więzi”, w którym zakwestionowałem podział na metody naturalne i sztuczne.
A przecież żal mi nie tylko tylu dobrych, naprawdę dobrych katolików, którzy muszą spowiadać się u księży spętanych wątpliwą doktryną i zobowiązanych do pętania nią ludzi zwanych penitentami. Żal mi również samych pętających. Żal mi papieża Pawła VI, który stanął przed wyborem: podważyć doktrynę, przez to autorytet Kościoła, a może właśnie i moralność – czy nie? Nie odważył się podważyć, encyklika spotkała się z krytyką nawet wśród biskupów. Podobno przeżył to bardzo.
Jestem od 42 lat innego zdania, co więcej, jestem zdania, że swoją decyzją zamiast obronić autorytet Kościoła papież podważył go niechcący. A przecież dziękuję Bogu, że nie stoję przed takimi wyborami, że nie siedzę za kratkami konfesjonałów. Jak to dobrze w ogóle nie być decydentem.
Ale encyklika – to nawet i kościelnie raczej oczywiste – nie jest nieomylna. Nie stoi za nią Ewangelia. No cóż, errare humanum est, a papież też człowiek. Wiatr Ducha nie zawsze jest jasny. Jaśnieje powoli. Ale jaśnieje, na co są liczne dowody w przeszłości i jest nadzieja na przyszłość.