Księga Mądrości 4,8-9
„Starość jest czcigodna nie przez długowieczność i liczbą lat jej się nie mierzy: sędziwością u ludzi jest mądrość, a miarą mądrości życie nieskalane”.
Czytamy dzisiaj o starości, ponieważ wspominamy liturgicznie świętego Stanisława Kostkę. Owszem, umarł młodo, nie staro, i nie jest patronem starców, jeno młodzieńców. Niemniej już w tych dwóch wersach, nie mówiąc o sąsiednich, nie starość, ale młodość wychwala biblijny autor.
Broni tę drugą przed zrównaniem tylko tej pierwszej z mądrością. Jest przecież w naszej tradycji kult siwych włosów: senator to przecież etymologicznie „sędziwiec”, a u polskich luteranów biskupi diecezjalni – inaczej niż ogólnokrajowy – zwali się jakiś czas seniorami. Niemniej można na starość zgłupieć albo też właśnie nabrać mądrości już w wieku liczbowo niedojrzałym. Mądrość taka to czasem świętość (Staś Kostka, „mała” święta Tereska), innym razem geniusz artystyczny (Chopin, Słowacki).
Czy na starość zmądrzałem? Będę uprawnionym sędzią we własnej sprawie, gdy napiszę, iż dziś nie mieści mi się w głowie moc wielka głupstw, które czyniłem przed pół wiekiem. W porównaniu zatem z Jasiem Turnauem wyżej podpisany ma prawo zwać się mądrym. Choć pewnie głównie w tej relacji.
Bo też mądrzeję i głupieję równocześnie. Nie umiem oprzeć się grzechowi zazdrości, że koleżanki i koledzy tyle młodsi ode mnie (mogliby być moimi wnukami) przerastają mnie swymi sukcesami zawodowymi. Taka idiotyczna starcza depresja.