Poszukiwacze, ja jeden z nich – cz. 2

dokończenie:
John Henry Newman narodził się na samym początku XIX wieku (1801) i umarł blisko jego końca. Pasuje do tego stulecia jak ulał jako chrześcijanin angielski i chrześcijanin w ogóle. Żył w czasach pełnego rozkwitu podziałów w Kościele swego kraju.

Anglikanizm jest wyznaniem szczególnie podzielonym. Zaczęło się od tego, że król Henryk VIII, który w XVI wieku zbuntował się przeciw papieżowi, był przedtem niezłym teologiem katolickim, polemizował dzielnie z Lutrem. Efekt jego niestałości, także, jak wiadomo, małżeńskiej (ożenków sześć, dwa żonobójstwa), okazał się jednak taki, że anglikanizm jest tworem pośrednim między katolicyzmem a protestantyzmem.

Wygląda to w ten sposób, że w Kościele Anglii (oficjalna nazwa tej wspólnoty) są przynajmniej trzy nurty. Bliższy katolicyzmowi jest High Church (Kościół Wysoki), protestantyzmowi – Low Church (Kościół Niski). Na domiar złożoności jest w ojczyźnie Newmana jeszcze jeden prąd myślowy, ukształtowany na początku XIX wieku jako Broad Church ( Kościół Szeroki), otwierający się również na laicyzujący racjonalizm oświeceniowy. Wszystkie te kierunki mieszczą się jakoś w ramach jednej struktury, jednej władzy kościelnej. A jest ona ściśle podporządkowana władzy państwowej. Owszem, są prymasi, nawet dwóch („całej Anglii” – w Canterbury i Anglii w Yorku), ale „najwyższym rządcą Kościoła”, mianującym hierarchię kościelną, jest każdorazowy monarcha. Na domiar upaństwowienia Kościoła król mianuje biskupów na wniosek każdorazowego premiera.

Trudno się dziwić, że Newman and Company mieli dosyć Kościoła tak absurdalnie państwowego. Państwo było z kolei tak absurdalnie wyznaniowe, że pewna panna – ku oburzeniu Newmana – chciała dostać ślub kościelny nie będąc ochrzczoną: uważała się za chrześcijankę po prostu będąc Angielką. Duchowni anglikańscy byli dobrze opłacanymi urzędnikami.

Mimo podobieństw do katolicyzmu, widocznych w całym Kościele Anglii (centralizacja większa niż u protestantów, tradycyjnie kolorowe stroje duchownych itp.) już w XVII wieku zaistniała tam tendencja zwana anglokatolicyzmem. Streszczę ją najkrócej słowami: katolicyzm bez papieża Antychrysta. W czasach Newmana powstało wcielenie tego kierunku zwane od miejsca swego powstania Ruchem Oksfordzkim, albo też traktariańskim (od traktatów teologicznych, które tworzyli tamtejsi teologowie).

15-letni John Henry, który przepisywał wiersze Woltera przeczące nieśmiertelności duszy, porzuca niewiarę dla głębokiej religijności. Józef Majewski napisał w najnowszym „Tygodniku Powszechnym”, że Newman uznał wtedy fundamentalne znaczenie dogmatów wiary. Napisał potem, że jego umysł przyjął „piętna dogmatu, którego dzięki miłosierdziu Bożemu nigdy potem nie zatarły się ani nie zaćmiły”. Wtedy też zamarzyło mu się życie w celibacie.

Nawrócenie to było jednak w duchu raczej ewangelickim. Później z kolei wchodzi w środowisko o tendencji zgoła innej: „liberalnej”. Jest to przecież już stulecie mocnych prób dialogu chrześcijaństwa z myślą oświeconą. Uczy się pewnego myślowego umiarkowania i otwartości, którego nigdy nie porzucił, choć z laicyzującą tendencją liberalną, której jednym z przejawów był teologiczny modernizm, będzie potem walczył zdecydowanie.

Ujawnia bardzo szybko ogromne zdolności intelektualne i kaznodziejskie. Zostaje anglikańskim księdzem, awansuje (choć nie aż do biskupstwa). Organizuje z przyjaciółmi Ruch Oksfordzki. W owym ruchu jednak przekracza anglikańską miarę: 39 Artykułów Wiary, doktrynalny fundament tego Kościoła, interpretuje w duchu kontrreformacyjnego Soboru Trydenckiego. Zalewa go fala krytyki wszystkich jego ówczesnych biskupów. Zresztą nie tylko pisze: zakłada Oratorium, wspólnotę podobną do katolickiego zakonu oratorianów (filipinów), do którego też potem wstępuje zostawszy katolikiem. Jego teksty są cenzurowane, stopniowo rezygnuje z kolejnych urzędów anglikańskich, aby wreszcie 9 października 1845 roku (będzie to od jutra jego dzień w kalendarzu katolickim) zmienić przynależność kościelną. Nie czyni tego pochopnie, ruch konwertycki nie od niego zaczął się w anglikanizmie, w swoim oratorium był wśród konwertytów ostatni. Bał się, czy nie oszukuje samego siebie. Był w całym tego słowa znaczeniu człowiekiem sumienia.

Przedmiotem jego szczególnego zainteresowania naukowego stała się wcześnie starożytna tradycja chrześcijańska. Porównuje ją z teologiczną teraźniejszością, dochodząc do wniosków bardzo nowatorskich. W swoim pierwszym fundamentalnym dziele „O rozwoju doktryny chrześcijańskiej” stawia tezę, że doktryna ta ewoluuje nie tracąc swojej ortodoksji. Broni w ten sposób np. katolickiego (i prawosławnego) kultu maryjnego, odrzucanego przez protestantów, oraz władzy papieża, ale jednocześnie rewolucjonizuje całą teologię Odróżnia niezmienne zasady od zmiennych doktryn. Jest w tym dzieckiem swojej epoki oraz swego kraju, w którym rewolucjonizuje myśl przyrodniczą inny duchowny anglikański Karol Darwin. Najwybitniejszy chyba polski znawca myśli Newmana, profesor Witold Ostrowski, napisał o tym jego dziele: „Mocny, zdrowy powiew swobody płynący z kart tej książki natchnął teologów końca XIX i początku XX wieku, uderzył w lęk przed zmianą, przed inicjatywą, eksperymentem, swobodą badania i działania”.

A sam Newman stwierdził w innej publikacji: „Tak się dzieje zwłaszcza z wielkimi ideami. Można je tłumić albo odmawiać im racji bytu (…), ale można też zostawić im swobodę rozwoju i zasięgu, a zamiast uprzedzać ich wykroczenia poprzestać na piętnowaniu i opanowaniu wykroczeń po fakcie ich wystąpienia. Tylko ta alternatywa istnieje i jeśli chodzi o mnie, to tam, gdzie jest to możliwe wolę (…) udzielić myśli pełnej swobody, a kiedy zbłądzi, żądać od niej wyjaśnień”.

Dzieło o rozwoju doktryny napisane zostało jeszcze w anglikańskiej połowie życia Newmana, ale opublikował je już za tą granicą. Nic dziwnego, że z takimi poglądami przyjęto go w nowej rodzinie wyznaniowej zgoła bez entuzjazmu. Kojarzył się z agresywnie antypapieskim anglikanizmem, choć odwołał swe dawne poglądy, ale również z krytycznym wobec dogmatów chrześcijańskich modernizmem, bo też i owi radykalni krytycy lubili się nań powoływać. A był to już pontyfikat Piusa IX, autora sławnego „Syllabusa”, który po zamordowaniu mu premiera przez włoskich rewolucjonistów uznał wszelki postęp za obrzydliwość. Newman nie mógł się dogadać nie tylko z ubogim umysłowo katolicyzmem angielskim. Tu jego głównym, przeciwnikiem a zwierzchnikiem był gorliwy neofita Henry Edward Manning, który też przeszedł z anglikanizmu, szybciej jednak awansował w nowej instytucji. Przyjęty do niej pięć lat po Newmanie, czekał na kapelusz kardynalski cztery lata krócej. Newmana rozczarował także ówczesny Watykan, w oczach subtelnego intelektualisty dziwnie mało ciekawy. Zajęty głownie polityką, obroną Państwa Kościelnego, która Newmanowi wydawał się błędna, a i dogmat o nieomylności papieża wątpliwy, w każdym razie wątpliwa potrzeba jego ogłoszenia właśnie teraz (Sobór Watykański I, 1870 r.) Przyjął go posłusznie, ale pewnemu jego przeciwnikowi wyjaśnił słowami skrzydlatymi, że gdyby miał wznieść toast za religię, wzniósłby go najpierw za sumienie, potem za papieża.

Nie pasował do poglądów watykańskich także swoim równie sławnym jak „Rozwój” dziełem „Logika wiary”. Bronił jej słuszności bez dowodzenia, że istnieje oczywistość: raczej, że suma prawdopodobieństw. Koncepcja daleka od uproszczonego tomizmu, który wtedy królował w Rzymie.

Powoli zaczęto go doceniać. Już za Piusa IX otrzymał w Rzymie doktorat honorowy. Leon XIII mianował go wreszcie kardynałem, a skądinąd szaleńczo antymodernistyczny Pius X bronił go już już po jego śmierci przed zarzutem tej herezji. Zwycięstwo na miarę zasług przyniósł mu jednak dopiero Sobór Watykański II, uznawany za jego myślowe dzieło. Uprawomocnił jego walkę o awans katolików świeckich, o uczelnie katolickie na poziomie, o wychodzenie z wyznaniowego getta, o rzeczywiste czerpanie z Biblii. Gdy papież Paweł VI beatyfikował ojca Dominika Barberego, który przyjął Newmana do Kościoła Katolickiego, obu uznał za „święte postacie”. Cenią go pospołu Jan Paweł II i ks. Hans Küng…

Papież ogłosi go błogosławionym, czyli stwierdzi jego niezwykłą wartość moralną. Na czym miałaby ona polegać? Na tym, że zdecydował się zostać katolikiem? Takie twierdzenie byłoby niemądrą złośliwością. Na beatyfikację Manninga się przecież nie zanosi, choć wykazywał większe zdyscyplinowanie myślowe. Mimo swoich ogromnych talentów i sławy Newman wyróżniał się skromnością i życzliwością dla innych ludzi. Jego przyjaciel Richard William Church, który w przeciwieństwie do niego nie opuścił anglikanizmu, napisał o nim tak: „Zaiste, nikt nigdy nie zerwał tak całkowicie z jakimś Kościołem, nie pozostawiając za sobą tak wielu uczuć życzliwych i tak wiele ich za sobą wynosząc, nikt nie potrafił zachować takiej życzliwości i zdobyć się na tak wielkoduszną bezstronność wobec tych, od których jego odmienne teraz stanowisko oddzieliło go na tym świecie na zawsze”. Drugie mocne świadectwo dał o nim Stanisław Brzozowski. Ów pisarz polski tak krytyczny wobec naszej religijności katolickiej był o Newmanie, konwertycie przecież na katolicyzm, najlepszego zdania. Dokonał wyboru jego pism. przełożył sam te teksty i napisał przedmowę, w której stwierdził, że konwersja na katolicyzm nie przepołowiła jego życia: „Jeżeli prawdą myśli jest ich zdolność do tworzenia wiernego im i zgodnego z nimi życia, Newman mógłby powołać się, że jego myśli wytrzymały miarę, nie załamując się i nie opuszczając w chwilach krytycznych wiary i woli. Biograf jego angielski R.H. Hutton ma słuszność, gdy widzi w tym życiu jedną z największych chwał swego narodu”.

Dogadza dzisiaj tak Tomaszowi Terlikowskiemu, jak i mnie. Terlikowski napisał przedmowę do nowego wydania jeszcze jednego wielkiego działa Newmana „Apologia pro vita sua” (Fronda 2009), gdzie za główny powód do chwały jej autora uważa porzucenie anglikanizmu, ja czuję się również dobrze w Kościele katolickim i nie myślę go zmieniać, ale mam o nim zdanie podobnie krytyczne jak kiedyś Newman. Co więcej, nie wiem, czy dziś nie wytrwałbym jednak we wspólnocie macierzystej. Lepsze niż indywidualne zmiany Kościoła są chyba dziś lepsze wysiłki, by swój dotychczasowy reformować. Wiele tu zresztą zależy od konkretnej sytuacji danej osoby. Jedne z założycieli wspólnoty ekumenicznej w Taizé ewangelik reformowany Max Thurian przeszedł na katolicyzm, podobno bliski był tego też jej przeor brat Roger, ale odradził mu to … Jan Paweł II.

W dziełku mariologicznym „Odnajdywanie Matki”, napisanym w formie listu do teologa anglikańskiego Edwarda Puseya, Newman pisał o „zazdrosnych, dumnych, kwaśnych, zaciekłych antagonizmach po naszej stronie i podchwytliwych, złośliwych i przesądnych wyrafinowaniach rozumowań po waszej stronie”. Takie obustronne obwinianie nie straciło na ekumenicznej aktualności.

Zakończę bardzo osobiście.

Janie Henryku Newmanie, jesteś mi bliski, bom ja też Jan Henryk. Wprawdzie nie zmieniłem Kościoła, ale jestem w tym, który Ty wybrałeś. Jesteś mi jednak bliski przede wszystkim w swoich religijnych poszukiwaniach, choć kudy mi do Twych wielkich dzieł i choć niejedna Twoja pewność dziś się nie ostoi. A że sam pisałeś wiersze, zakończę parafrazą wersów Słowackiego:
Jest teologa przenajświętszą chwałą,
że w posąg mieni Boga dociekanie.
Twe dzieło wieki tu będzie błyszczało,
światła mu stanie
.

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s