1 List do Koryntian 9,16-17
„Nie jest dla mnie powodem do chluby to, że głoszę Ewangelię. Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii. Gdybym to czynił z własnej woli, miałbym zapłatę, lecz jeśli działam nie z własnej woli, to tylko spełniam obowiązki szafarza”.
Słowo „szafarz” wyszło dziś z codziennego użytku, kojarzy się głównie z szafą. Pochodzi z języka niemieckiego, gdzie „schaffen” znaczy „pracować”, „krzątać się”. W języku kościelnym słowo jednak zostało, mówi się np. „szafarz Eucharystii”.
Ja też jestem szafarzem Ewangelii. Przede wszystkim dlatego, że jest nim każdy chrześcijanin. Każdy ma obowiązek głosić ją „wszem i wobec”, „w porę i nie w porę”. Ale mam szczególne powody, by czuć się w takim obowiązku. Nie po to kończyłem teologię, by mówić i pisać na przykład o PiS-ie, podniecać się tym, kogo Kaczyński zawiesił albo i nie zawiesił. No i mam dużo możliwości publicznego pisania: Bóg dał, że jeszcze pracuję w „Gazecie Wyborczej”, mogę tam ogłaszać swoje myśli nie tylko w „Arce Noego”, także na innych „kolumnach” tego poczytnego dziennika. Mam stały felieton w „Metrze”, także w dwumiesięczniku „Bunt Młodych Duchem ”; moja „Więź” też mi czasem coś wydrukuje, „Przegląd Powszechny” sympatycznie jezuicki – również. „Last not least” – mam ten oto blog, wielkie moje szczęście. Wszystko to nie przechwałki, to wyliczanka dowodów Łaski i wynikających z niej obowiązków.
Abym tylko umiał to robić nie nudząc i chciał to robić nie bojąc się nikogo z prawa ani z lewa.
Abym to robił nie tylko wykładem, także przykładem. Własnego życia: w domu, na ulicy, w owych środowiskach rozmaitych…