Moje przenajświętsze sumienie

1 List do Koryntian 4,4

„Sumienie nie wyrzuca mi wprawdzie niczego, ale to mnie jeszcze nie usprawiedliwia. Pan jest moim sędzią.”

Autorytet sumienia i autorytet Boga, który przemawia w Kościele. Nie są to głosy sprzeczne z zasady. A zasada ta jest taka, że decyduje sumienie, ale powinno być kontrolowane, powinniśmy radzić się innych, przede wszystkim Kościoła, do którego należymy (jeśli do jakiegoś należymy).
Bardzo mądrze napisała o tym Halina Bartnowska w swej naprawdę wartej lektury książce„Wszystko będzie inaczej” (wywiad-rzeka zrobiony przez Jolantę Steciuk, Znak).
„Istnieje taki styl katolicyzmu, w którym katolik oddaje swoje sumienie Kościołowi pod tego rodzaju wychowawczy nadzór, który – przynajmniej pozornie – zwalnia od myślenia nad sprawami etycznymi. Zgodnie z tym myśleniem katolik ma jedynie w porę odwołać się do autorytetu. Myślenie własne ogranicza się do tego, aby zapytać i zrozumieć odpowiedź. Moje przekonanie jest takie, że to nie wystarcza, że to za mało.
Poczucie, że trzeba iść za swoim sumieniem, to jest czynnik odporności na zło. Odpowiedź musi być własna – odnosi się do tego, co Kościół mówi, trzeba to traktować bardzo poważnie, ale to nie zamyka drogi do własnych poszukiwań. Co więcej, istnieje możliwość, by je przedstawiać w przestrzeni publicznej jako propozycję dla Kościoła. Można duchowo odwołać się do Kościoła przyszłości, który daną kwestię inaczej odczyta. To idea Johna Henry’ego Newmana, księdza katolickiego i następnie kardynała, który wcześniej był teologiem anglikańskim.
Mam przekonanie, że w tym jestem wierna katolicyzmowi, że przyjęcie autorytetu Kościoła tylko tyle i aż tyle znaczy: sumienie się kształtuje w dialogu z tym, co wyznanie głosi jako prawo moralne. Człowiek to prawo moralne głoszone przez swój Kościół poznaje i wpuszcza do wnętrza, ale nie automatycznie, nie bezkrytycznie Może się okazać, że w pewnych kwestiach jednak coś inaczej czyta.
Przykład: z jednej strony, jestem bliska rygoryzmowi papieża Jana Pawła II w dziedzinie seksu, uważam, że seks nie jest do zabawy, że będąc radosny, jest jednocześnie sprawą niezwykle poważną, jako jedyny w swoim rodzaju wyraz tego, czym ten drugi człowiek jest dla mnie.
Z drugiej strony, moje sumienie nie oburza się na relacje homoseksualne, jeżeli bliskość tych osób jest wyrażeniem czegoś niezwykle istotnego dla nich, wyrażeniem miłości. Spokojne uznanie faktu takiej orientacji sprzyjałoby lepszym relacjom międzyludzkim. Miłość, przyjaźń, uczciwość w wypadku jawności miałyby dużo większe szansę. To dość oczywiste: jawność wnosi za sobą stabilizację, inny model życia. Tu się odbijam od tego, czego Kościół uczy formalnie. Ale muszę iść za swoim sumieniem.
W tym prymacie sumienia jednostki wyraża się ogromna wiara w człowieka.
Właściwie jeżeli się rozumie, czym jest sumienie, to inaczej być nie może. Dlatego, że jeżeli ktoś coś robi wbrew swojemu sumieniu, z tej racji, że ktoś inny mu każe, radzi czy prosi, to grzeszy. Choćby to, o co jest proszony albo co mu się nakazuje, było w gruncie rzeczy w porządku. To wydaje się sytuacją absurdalną, ale tak bywa.
Klasyczny przykład: odmowa zgody na transfuzję krwi, bo człowiek z powodu swojej religii uważa, że jest to czynność niedopuszczalna, straszna, w jakimś sensie zabójcza dla duszy. Wobec tego woli umrzeć czy pozwolić umrzeć swemu dziecku, niż zgodzić się na transfuzję. Można mu to perswadować: słuchaj, nie musisz umierać. Bóg tego od ciebie nie wymaga. Ale dopóki to przekonanie w nim wewnątrz się nie odwróci, to on by popełnił straszną rzecz, godząc się na zabieg.
Myślę, że Bóg wymaga, żeby człowiek postępował zgodnie ze swoim sumieniem, więc jeżeli ono jest niestety takie, trudno, musi zostać uszanowane, także przez osoby trzecie”.

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s