Ewangelia Mateusza 5,1-12
„Widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie, On zaś rozpoczął naukę, mówiąc: – Szczęśliwi ubodzy w duchu, albowiem ich jest królestwo niebieskie.
Szczęśliwi, którzy się smucą, albowiem będą pocieszeni.
Szczęśliwi łagodni, albowiem odziedziczą ziemię.
Szczęśliwi, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem będą nasyceni.
Szczęśliwi miłosierni, albowiem dostąpią miłosierdzia.
Szczęśliwi czystego serca, albowiem będą oglądali Boga.
Szczęśliwi, którzy doprowadzają do pokoju, albowiem nazwani będą synami Bożymi.
Szczęśliwi, którzy cierpią prześladowanie za sprawiedliwość, albowiem ich jest królestwo niebieskie.
Szczęśliwi jesteście, jeżeli z mojego powodu lżą was i prześladują, i kłamliwie przypisują wam wszelkie zło.
Cieszcie się i radujcie, bo czeka was sowita nagroda w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy żyli przed wami.”
Przepisałem z Biblii Poznańskiej wersję bardziej oryginalną, bo i mniej stosowaną (choć za Poznanianką poszła Paulistka), i bardziej zgodną z oryginałem. Jak tu powtarzam jak mantrę, greka ma osobne odpowiedniki słów „błogosławieni” i „szczęśliwi”, a tu mamy owych „makarioi” jak byk.
Oraz mamy receptę na szczęście. Z całą pewnością nie kupi się go za wódkę, jak uczyła piosenka sprzed pół wieku („Oj, szewczyku, nie bądź głupi, szczęścia za wódkę nie kupisz”). Nie daje szczęścia alkohol – to (teoretyczny) banał, ale również tysiąc innych towarów tego świata: „złoto, sceptr, sława, rozkosz, piękne oblicze…” – jak wyliczał Sęp Szarzyński w swym sławnym sonecie, zaczynającym się od słów: „I nie miłować ciężko, i miłować”. Nie tylko tam, w niebiesiech, ale już tu, na ziemskim padole, widać gołym okiem, jak krótkotrwałe jest szczęście, które daje mamona, sceptr, czyli berło, symbol władzy, bycie „na topie”, rozkosz na przykład łóżkowa. Poeta XVI-wieczny napisał dalej „…by tym nasycone i mógł mieć serce, i trwóg się warować” (czyli bronić się od nich). Jest między innymi taka oczywista właściwość ludzkiej kondycji, że brzuch daje się na jakiś zapełnić, duch wciąż woła: „więcej”. Albo że przyzwyczajamy się do wygody błyskawicznie, odzwyczajamy się z dużym trudem. Albo że szczęście polega po prostu na zmianie sytuacji na lepsze: dlatego szczęśliwy jest żebrak, który załapał się na większy datek, natomiast melancholijny jest królewicz, który ma już tyle, że niczym go nie ucieszysz.
To są wszystko banały, nie mogłem ich jednak nie napisać komentując te genialne rady ewangelijne. Wiem to wszystko z własnego doświadczenia. Oczywiście raczej negatywnego: na przykład gonię za sławą, a jakże, choć wiem, że to idiotyzm.
Żeby być szczęśliwym, trzeba szukać radości głębiej. Religie wspólnie uczą, że – tu znowu Sęp Sarzyński, poeta posępny, ale wskazujący coś, co zdolne jest rozświetlić szarzyznę każdego życia –
„miłość jest własny bieg życia naszego.
Ale z żywiołów utworzone ciało (…)
zawodzi duszę, której wszystko mało,
gdy Ciebie, wiecznej i prawej piękności,
samej nie widzi, celu swej miłości.”
Głębią, w której trzeba szukać szczęścia, jest Absolut, ale On niejedno ma imię. Nie wchodzę tu w przepastny problem owej nomenklatury, odnotowałem tylko coś, co wie może i wielu, ale mało kto z owej wiedzy wyciąga praktyczne wnioski. Do owej elity duchowej należał wczorajszy polski bohater dnia. Nie szukał cierpienia, wręcz przeciwnie, ale nie bał się go panicznie. Wiedział praktycznie, co jest w życiu najważniejsze.
PS. Czytelnik napisał niedawno, że brat Jezusa Jakub nie wierzył w Zmartwychwstanie. Skąd ta wiedza? Na pewno nie z biblijnego Listu Jakuba ani z mojej pisanki. Nie wierzył w misję Jezusa, ale właśnie po Zmartwychwstaniu uwierzył.