Patrząc na procesję

1 List do Koryntian 11, 23-26

„Ja bowiem otrzymałem od Pana to, co też wam przekazałem, że Pan Jezus tej nocy, której został wydany, wziął chleb i po dziękczynieniu połamał i powiedział: – To jest moje ciało przez was wydane. To czyńcie na moją pamiątkę. Podobnie po wieczerzy wziął także kielich, mówiąc: – Ten kielich jest moim przymierzem w mojej krwi. To czyńcie, ile razy będziecie pić, na moją pamiątkę. Ile razy bowiem spożywacie ten chleb i pijcie kielich, śmierć Pana głosicie, aż przyjdzie”.

Przekład 11 Kościołów polskich i Towarzystwa Biblijnego w Polsce.

Dziś Boże Ciało: uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa. Oto zupełna niezwykłość doktrynalna chrześcijaństwa. Co prawda, nieco bardziej zrozumiała, gdy się pamięta, że Ostatnia Wieczerza była świętym posiłkiem żydowskim, szabasowym lub sederowym, paschalnym, ale obecność Mesjasza w chlebie i winie, wiktuałach owych sakralnych spotkań była Przymierzem absolutnie nowym. Nadzwyczajności tej nie może też zacierać świadomość, że Chrystus jest – w każdym razie w doktrynie katolickiej – obecny również w celebransie Eucharystii, w czytanym Piśmie Świętym, w całym zgromadzeniu eucharystycznym (Kościele). W sposób szczególny („substancjalny”) bywa nam dany jedynie pod postaciami chleba i wina.

Specyfikę tę próbowano zredukować. Były podobne pomysły w średniowieczu, na progu nowożytności czynił to Szwajcar Ulrich Zwingli. Słynna była jego polemika z Lutrem, który z właściwą sobie determinacją bronił Obecności realnej, nie tylko symbolicznej.

Wśród polskich periodyków religijnych wychodzących czasem tematycznie i „tetycznie” (od słowa „teza”, pogląd) poza własne wyznaniowe podwórko mamy „pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu ewangelizmowi i ekumenii”, czyli ewangelicko-reformowaną „Jednotę”. Numer miesięcznika 1-2 traktuje ciekawie właśnie problem dzisiejszego święta.

Trzeba wiedzieć, że to wyznanie, zwane w Polsce potocznie kalwińskim, szczególnie w naszym kraju nie powinno być tak nazywane. „Genetycznie” bowiem są to nie tylko synowie duchowi Kalwina, możni niegdyś na Litwie, ale też potomkowie Braci Czeskich, którzy uciekali ze swojej ojczyzny przed katolickim prześladowaniem przez Dolny Śląsk (ślady w sudeckiej Pstrążnej, Strzelinie u stóp Ślęży) na Mazowsze, gdzie ten maleńki dziś Kościół polski ma swoją największą parafię w miasteczku Zelów w rejonie Łodzi. Wywodzą się zatem nie tylko od Kalwina, także od Husa. Ale przede wszystkim także od Zwingliego, którego ”symbolizmu” Kalwin nie przyjmował, ”teologizował” jeszcze inaczej.

Otóż w rzeczonym numerze zimowym mamy wyraźnie opcję doktrynalną kalwińską. Z dawnych lat pamiętam, że były na ten temat spory między duchownymi polskimi tego Kościoła, tu widzę w paru artykułach myśl mego francuskiego imiennika. Zajmował on w sporze zwingliańsko-luterskim stanowisko jakby pośrednie. W artykule Sue Rezeboom, teolożki reformowanej z USA, przetłumaczonym przez J. Lewandowską, czytamy: „Według Kalwina chleb i wino są symbolami ciała i krwi Chrystusa, ale nie są zwykłymi symbolami. W Wieczerzy dana nam jest prawdziwa, głęboka, integralna komunia Chrystusa. Jeśli nie chcemy nazywać Boga kłamcą, nie ośmielimy się zasugerować, że daje nam pusty symbol, mówi Kalwin. I tak, »jeśli prawdą jest, że widzialny znak jest dany, by zapieczętować [niewidzialną rzecz], kiedy otrzymaliśmy symbol ciała, tak samo ufamy, że i samo ciało jest nam dane»”.

I dalej tak:

”Fakt, że jesteśmy karmieni krwią i ciałem Chrystusa jest, jak to ujmuje Kalwin, wielką tajemnicą, tajemnicą, o której nawet marzyć nie możemy, że ją zrozumiemy. Jego wyznanie może być równie dobrze naszym: «Nie będę zawstydzony, kiedy wyznam, że to jest tajemnica zbyt wielka, by mój umysł mógł ją zrozumieć, a moje usta wypowiedzieć. I, żeby wyrazić się jeszcze jaśniej, ja raczej doświadczam tego, niż rozumiem. Stąd przyjmuję tutaj bezspornie prawdę Boga, w której mogę bezpiecznie odpocząć. On nazywa swoje ciało pokarmem mojej duszy, swoją krew jej napojem. Ofiaruję Mu moją duszę, by była nakarmiona takim pokarmem. W swojej Świętej Wieczerzy prosi mnie, żebym wziął, jadł i pił Jego ciało i krew pod postacią chleba i wina. Nie wątpię, że On je prawdziwie podaje, a ja je otrzymuję».

Zatem, kiedy celebrujemy sakrament, powinniśmy znaleźć przyjemność w doświadczeniu głębokiej, niewypowiedzianej duchowej tajemnicy: Chrystus spotyka nas przy stole i daje nam siebie – swoje ciało, swoją krew – jako duchowy pokarm na duchową podróż, żywiąc, wzmacniając i dając radość dzieciom Bożym na ich drodze.”

No właśnie, tajemnica, nie ma rady! Ale Obecność realna!

Nie „irenizuję” (od słowa „irene” – pokój), czyli nie zagłaskuję różnic: z innych sformułowań „Jednoty” nie wynika, że między kalwinizmem a katolicyzmem (i prawosławiem) nie ma już teraz żadnej różnicy. Kalwiniści akcentują duchową (ale realną!) Obecność, katolicy podkreślają jej „substancjalność” (jeśli nie „fizyczność”- ale przecież nie ”materialność”). Niemniej wydaje mi się, że subtelne rozróżnienia intelektualne potrzebne były w tej kwestii ludziom dawnych wieków, dziś wolimy stwierdzenia „zdrowo agnostyczne”.

Co zaś do „pustego” symbolu, przypomina mi się to, co już tu nieraz pisałem, że starożytni myśliciele chrześcijańscy wschodni głosili za Platonem istnienie symboli właśnie nie „pustych”, ale realnych, jakoś partycypujących w oznaczanej rzeczywistości, i do takich zaliczali właśnie konsekrowane chleb i wino.

Wreszcie w omawianym numerze „Jednoty” zostało też podkreślone, że Eucharystia to nie tylko pamiątka tamtej Wieczerzy, to rzeczywiste otrzymywanie i uczestnictwo w ciele i krwi Chrystusa. Gdzie indziej jest zarazem powiedziane, iż „Kościół rzymski wierzył, że miał w swojej mocy zdolność składania na nowo w ofierze Chrystusa za nasze grzechy”. Otóż słuszny jest tu czas przeszły: dziś dawna katechizmowa formuła „powtórzenia ofiary Chrystusa” została zastąpiona (zapewne dawną, tylko z czasem wypaczoną) wersją „uobecnienia” Ofiary.

Chrześcijaństwo wierzy wreszcie, że śmierć męczeńska nie idzie na marne. Przede wszystkim ta Chrystusowa, ale też takie, jak ta naszego księdza Jerzego, którego będziemy beatyfikować w niedzielę. Jaki z niej pożytek? Taki, jaki z żywotów innych świętych: moralny przykład.

Zawieszam na parę dni „blogowanie”, bo jadę do Gdańska na zjazd rodzinny familii mojej żony (Kalickich). Do widzenia w poniedziałek!

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s