Dzieje Apostolskie 1,14
„Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i Jego braćmi.”
Ci „wszyscy oni” to apostołowie w liczbie jedenastu, bo Judasz już nie żył, a jeszcze nie wybrali na jego miejsce Macieja. I w owym zgromadzeniu „w sali na górze” (Wieczerniku) biorą udział „niewiasty”, czyli ów wspomagający apostołów zespół kobiecy z Marią z Magdali na czele, oraz rodzina Jezusa. Jego bracia; rodzeni, jak przypuszczają protestanci, przyrodni albo cioteczni, jak przyjmują teologowie katoliccy – w każdym razie już wierzący w misję swego niezwykłego brata (ze wzmianek w ewangeliach wynika, że za Jego życia nie byli do niej przekonani). No i Jego Matka.
Nic nie wskazuje na to, by za życia Syna należała na stałe do Jego świty. Na przeszkodzie stał pewnie Jej wiek: była przecież znacznie starsza, bardziej zmęczona życiem niż On i Jego towarzysze, trudno Jej było brać udział w Jego stałych wędrówkach. Może też zresztą właśnie z racji wieku nie tylko stanem zdrowia nie bardzo pasowała do Chrystusowej ekipy: ludzie lubią zamykać się w kręgu swego pokolenia. W każdym razie według Dziejów teraz jest wśród nich.
Mamy od pewnego czasu dzisiaj, czyli w drugi dzień Pięćdziesiątnicy, święto Maryjne: Maryi jako Matki Kościoła. Wśród tekstów biblijnych przeznaczonych na dziś do wyboru w Kościele rzymskokatolickim jest również werset, który zacytowałem. A wybór jest niewielki: właściwie tylko to zdanie łączy Maryję z rodzącym się Kościołem.
Ukazała się niedawno w wydawnictwie „W drodze” książka dwóch teologów niemieckich, Gerharda Lohfinka i Ludwiga Weimera, która także w przekładzie Elizy Pieciul-Karmińskiej nosi intrygujący tytuł „Maryja – nie bez Izraela. Nowe spojrzenie na naukę o Niepokalanym Poczęciu”. Zaskakujący, bo kojarzy sprawy przecież różne. Co ma ściśle katolicki dogmat o Niepokalanym Poczęciu do ludu izraelskiego?
Rozumowanie autorów dzieła jest w potężnym skrócie takie. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa późniejsze dogmaty o Maryi były najpierw wypowiedziami o Kościele: Kościół jako Dziewica, jako Matka, jako niepokalanie poczęty, cierpiący pod brzemieniem historii, a mimo to już wniebowzięty (niepokalane poczęcie oznacza tu oczywiście nieskalanie grzechem pierworodnym, a nie dziewicze poczęcie Jezusa!). Z czasem Matka Jezusa, Jego najlepsza uczennica, stała się jednak realnym symbolem przyszłego Kościoła, tego z „nowego nieba i nowej ziemi”, tego, na który czeka cały lud Boży.
Widzimy tu Jej związek z Kościołem, można by rzec, macierzyński, ale łączności z Izraelem dalej nie widać. Otóż według Lohfinka i Weimera Maryja jest – tu już moje słowa – wykwitem Izraela. Uwieńczeniem jego walki z grzechem pierworodnym. Pochwalę się, że już dawno tak sobie myślałem: w dziewczynie imieniem Miriam, która swoją ludzką świętość przekazała Jezusowi, zawarła się cała wielkość duchowa ludzkości. Całej ludzkości, ale – słusznie twierdzą autorzy niemieccy – przede wszystkim ludu izraelskiego. W ten sposób Matką Kościoła jest Izrael, a Maryja łączy Kościół z Synagogą. Przypomina się apokaliptyczna niewiasta obleczona w słońce, która jest przecież w egzegezie katolickiej tak Izraelem, jak i Matką Jezusa. Bo też była Ona – nie da się ukryć – Żydówką…