Ewangelia Mateusza 11, 25-26
„Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom”.
Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że Bóg Ojciec ani pozostałe Osoby Trójcy nic przed nikim nie zakrywają: to taka dziwność słowna biblijna, która znaczy tylko tyle, że niektórym trudno pojąć „rzeczy” religijne, bo za bardzo mędrkują. Inna „rzecz”, że z samym tym zdaniem jest kłopot poznawczy. Przekładów „do diabła i trochę”, jak mówiło się w moim domu rodzinnym.
Albowiem może być też o „mądrych i roztropnych” oraz „małych dzieciach” (Biblia Paulińska), o „mądrych i uczonych [w Prawie] oraz „ludziach prostych” (Poznańska), o „mądrych i rozumnych” oraz „małoletnich” (przekład filologiczny Popowskiego i Wojciechowskiego), o „mądrych i rozumnych” oraz „maluczkich” (banda czworga). Ja mam tylko wątpliwość, czy pasują to roztropni, bo przecież roztropność to wręcz cnota. Chyba że chodzi tu o pseudoroztropnych, takich, co kalkulują w nieskończoność i nie pozwolą sobie na żadne szaleństwo. A wiara go wymaga. Już na pewno etyka, ale i dogmatyka poniekąd. Mimo że na przykład Trójca Święta to nie równanie: 3 = 1 ani Eucharystia nie polega na kanibalizmie.
Z dzieciństwa zapamiętałem powiedzenie, że najtrudniej uwierzyć nie inteligentowi, tylko półinteligentowi, co jednak jest twierdzeniem mało eleganckim „antydialogowym”. Mówiąc tamte słowa Jezus myślał o „uczonych w Piśmie”, którym przeciwstawiał swoich mało obeznanych w Prawie uczniów, ale nie wzywał do wyzłośliwiania się na temat niczyjej inteligencji. Aczkolwiek faktem jest, że do wiary religijnej przyznają się tak absolwenci szkoły tylko podstawowej, jak i profesorowi z dyplomami podpisanymi przez prezydenta RP, natomiast faceci ze środka opowiadają o owej wierze dyrdymały nieprawdopodobne.