Ewangelia Mateusza 5,21-24
„Słyszeliście, że powiedziano przodkom: „Nie zabijaj”; kto by zaś zabił, pójdzie pod sąd. Ja natomiast mówię wam: każdy, kto żywi gniew do brata swego, pod sąd pójdzie. Kto by zaś rzekł bratu swemu: – pusta głowo, stanie przed Sanhedrynem; a kto by rzekł: – bezbożny głupcze, wrzucony będzie do ognistej Gehenny. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam przypomnisz sobie, że brat twój ma coś przeciwko tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem i idź, pogódź się najpierw z bratem twoim i wtedy, wróciwszy, złóż swój dar.”
Trochę tu swoistego folkloru, wyrażeń, które moi bibliści przetłumaczyli po swojemu, ale oczywiście rzecz nie w słowniku obelg, ale w radykalizmie wymagań. Sednem etyki ewangelicznej jest jej głębokość. Liczy się rzeczywisty stosunek do bliźniego, wszystko inne jest mało ważne. Do bliźniego, czyli do Boga.
Obecny czas liturgiczny nazywa się Wielkim Postem: to duchowa pułapka. Księża Marianie wydali książkę pt. „Wielki Post i Wielkanoc z Ojcami Kościoła”. Marco Pappalardo wybrał ze starożytnej tradycji chrześcijańskiej (a Magdalena Dobosz przetłumaczyła) krótkie teksty ówczesnych myślicieli, poprzedzając je własnymi radami. Dziś piątek, więc takie oto dwa tekściki.
”Mówiąc o poście i umiarkowaniu łatwo popaść w przesadę i mało owocną dewocyjność. Jej wyrazem staje się niejedzenie mięsa w piątki albo ścisły post w Środę Popielcową i Wielki Piątek. To wszystko jest dobre i powinno być przestrzegane., ale bardziej chodzi o to, by czynić to w sposób roztropny i w wolności serca.
Istnieje ryzyko, że nasze poszczenie stanie się jedynie zewnętrznym przyzwyczajeniem, które nie ma nic wspólnego z istotą i przesłaniem Wielkiego Postu. Prawdziwy post powinien nas doprowadzić do wolności i otwartości serca wobec woli Pana Boga. Jakiż więc sens może mieć poszczenie w wyznaczone dni, a objadanie się dzień wcześniej czy później? Albo dla kogoś, kto z upodobania prawie nigdy nie jada mięsa, jakim wyrzeczeniem będzie niespożywanie go w piątek? Post i wstrzemięźliwość powinny wypływać z refleksji nad Słowem Bożym i z serca.”
No i trapiący mnie od wieków problem, czy ma dzisiaj w Polsce rozróżnianie między kręgowcami: dlaczego konsumpcja ryby ma być zabiegiem ascetycznym, a kurczaka nie? Takie rozróżnienie ma co najwyżej sens znaku rozpoznawczego katolika, jakiegoś formalnego świadectwa – czy nie trzeba jednak w duszpasterstwie akcentować raczej potrzebę wielkopostnego (raczej: przedpaschalnego) znaku rozpoznawczego chrześcijanina: na przykład – zgodnie z dzisiejszą perykopą ewangelijną – przestać choć na trochę lżyć bliźniego swego.